Rozumiem Francuzów, którzy chcą czuć się bezpiecznie na własnym podwórku, ale to, co robią z romskimi imigrantami, jest tylko nieudolnym zamiataniem problemu pod dywan.
Zostali zaszlachtowani maczetami przed Najświętszym Sakramentem. Dziś założona przez nich wspólnota jest bijącym sercem Kościoła w Rwandzie.
„Brońmy Krzyża!”, ale tego, który niosąc za Jezusem, wraz z Jezusem, jest znakiem pokoju, miłości i braterstwa
Spór, jaki rozgorzał w Polsce wokół mogiły rosyjskich żołnierzy w Ossowie, wcale mnie nie zdziwił. Raczej zasmucił.
Nie spędziliśmy nawet całego dnia w Lupane, a z powrotem zaczęło ciągnąć nas do buszu, a dokładniej do dużej wioski Gwai.
Dzieci Kościoła w Polsce, szukając wolności, samodzielności, własnej tożsamości, trochę się zagalopowały i przy okazji dość mocno poobijały.
Kościół, w który wierzę, wspólnota zbudowana na fundamencie jakim jest Chrystus, nie podlega zagrożeniom zewnętrznym. Nie znaczy to jednak, że nie widzę niebezpieczeństwa dla niektórych aspektów funkcjonowania Kościoła.
Istota problemu nie leży w wieku dzieci. Kwestią zasadniczą jest gotowość i stopień zaangażowania rodziców.
Żołnierze amerykańscy wraz z Koreańczykami z południa rozpoczynają kolejne manewry. Ćwiczenia dziesiątek tysięcy ludzi z wykorzystaniem symulacji komputerowych potrwają 11 dni. Korea Północna zapowiada "bezlitosną odpowiedź".
Paradoksalnie to tragedia ludobójstwa z 1994 r. sprawia, że świat dziś interesuje się wyborami prezydenckimi w Rwandzie