Rzecznik Watykanu ksiądz Federico Lombardi uznał za bardzo prawdopodobne, że papież Benedykt XVI ułaskawi swego kamerdynera Paolo Gabriele, skazanego w sobotę przez sąd Stolicy Apostolskiej na półtora roku więzienia za kradzież tajnych dokumentów.
Początkowa kara trzech lat więzienia, której domagał się prokurator, została natychmiast skrócona o połowę za - jak wyjaśniono w uzasadnieniu - pracę i zasługi dla Kościoła w przeszłości i wyrażenie skruchy, a także pobudki, jakie kierowały kamerdynerem.
Majordomus musi pokryć koszty sądowe - ogłosił sąd.
Watykański rzecznik, pytany o to, czy Benedykt XVI ułaskawi Gabriele, oświadczył po ogłoszeniu wyroku, że jest to "bardzo prawdopodobne".
Bezprecedensowy proces bliskiego pomocnika papieża zakończył się wyjątkowo szybko, po tygodniu od rozpoczęcia i zaledwie czterech rozprawach.
"To dobry wyrok" - powiedziała obrończyni Gabriele mecenas Cristiana Arru. Decyzję sądu nazwała "wyważoną". Wyjaśniła, że dopiero po zapoznaniu się z uzasadnieniem wyroku wraz ze swym klientem postanowi, czy zostanie złożone od niego odwołanie.
Rano w sobotę w ostatnich słowach na zakończenie postępowania papieski kamerdyner oświadczył: "Jestem przekonany, że działałem wyłącznie powodowany głęboką miłością do Kościoła Chrystusa i jego widzialnego przywódcy".
"Nie czuję się złodziejem" - dodał Paolo Gabriele w mowie końcowej.
Wśród watykanistów dominuje przekonanie, że Benedykt XVI postanowi ułaskawić kamerdynera. W rezultacie jedyną karą, jaka go spotka, będzie to, że nie powróci już nigdy do pracy w papieskim apartamencie, choć nie został formalnie z niej zwolniony i nadal otrzymuje pensję w wysokości około 2 tysięcy euro miesięcznie.
Komentatorzy podkreślają, że proces nie przyniósł odpowiedzi na wiele zasadniczych pytań. Nie została wyjaśniona kluczowa kwestia: czy Gabriele miał wspólników. Składając zeznania przed sądem kamerdyner zapewniał, że działał sam. Ta wersja jednak budzi największe wątpliwości.
W czasie sobotniej mowy końcowej oskarżyciel Nicola Picardi oświadczył, że nie ma dowodów na to, że Gabriele miał wspólników, chociaż przyznał, że "łatwo ulega on sugestiom" osób trzecich. To jednak zdaniem prokuratora nie oznacza, że działał w porozumieniu z innymi.
Sobotni wyrok to sądowy finał afery nazwanej Vatileaks, która wybuchła, gdy do włoskiej prasy zaczęły wyciekać zimą tego roku tajne dokumenty z apartamentu papieża, listy hierarchów i zaszyfrowane noty watykańskiej dyplomacji. Na wiosnę ogromny zbiór tych materiałów ukazał się w książce włoskiego dziennikarza Gianluigiego Nuzziego. Autor przyznał, że dokumenty otrzymał od Paolo Gabriele.
Paolo Gabriele będzie odbywał karę 1,5 roku pozbawienia wolności w areszcie domowym w swoim mieszkaniu na terenie Watykanu i nie zamierza odwoływać się od wyroku. Poinformowała o tym w sobotę adwokatka oskarżonego Cristiana Arru.
Po wizycie u rodziny swego klienta Arru powiedziała, że promotor sprawiedliwości (watykański odpowiednik prokuratora) zgodził się na warunki odbywania kary. W przeciwnym razie Gabriele trafiłby do więzienia we Włoszech, ponieważ w Watykanie ich nie ma.
Arru dodała, że w swoim mieszkaniu za Spiżową Bramą były kamerdyner będzie oczekiwał na decyzję Benedykta XVI w sprawie ewentualnego ułaskawienia. Wyrok prawniczka oceniła jako sprawiedliwy.
Według Arru jej klient jest pogodzony ze swoją sytuacją oraz "gotowy ponieść wszelkie konsekwencje". Dodała, że wspiera go rodzina.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.