Na temat przeżywania wiary przez moich bliźnich wiem tyle co nic. Bo nie mam wglądu w ich serca. Ale czasem bardzo się dziwię.
Ludzie mówią, że wierzą w Chrystusa, ale nie żyją według Ewangelii – słychać dość często zarzut. Zasadniczo się z nim zgadzam, choć jednocześnie dostrzegam wokół siebie tyle dobra, iż to narzekanie na otaczające nas zło wydaje mi się mocno przesadzone. Bo przecież człowiek, choć czasem szuja, w innych okolicznościach czy sprawach okazuje się być człowiekiem prawym i przyzwoitym. Jako grzesznicy upadamy, ale dążymy do poprawy. Bardziej mnie martwi co innego. To, jak fałszywy mamy nieraz obraz tego, co znaczy być człowiekiem religijnym.
Czytam tekst dzisiejszych papieskich wystąpień. Najpierw homilię wygłoszoną podczas przedpołudniowej Mszy. I znajduję taki fragment.
„Ten Jezus jest nowym człowiekiem, który pragnie żyć jako Syn Boży, to znaczy w miłości; człowiekiem, który w obliczu zła w świecie, wybiera drogę pokory i odpowiedzialności, wybiera nie po to, aby ocalić samego siebie, lecz aby dać swe życie za prawdę i sprawiedliwość. Bycie chrześcijaninem oznacza życie w ten sposób, ale ten rodzaj życia zakłada odrodzenie: odrodzenie z wysoka, przez Boga, przez łaskę”.
Odrodzenie z wysoka to oczywiście chrzest, ale mnie zainteresowało tu co innego. Jezus w obliczu zła wybiera drogę pokory i odpowiedzialności. My, wierzący, bardzo często wybieramy drogę faryzejskiego wskazywania grzeszników palcem i w żadnym stopniu nie czujemy się za ich stan odpowiedzialni. Nam wystarcza, że daliśmy świadectwo prawdzie i sprawiedliwości. Przy tym wydaje się nam czasem, że przez to staliśmy się prawie męczennikami!
Benedykt XVI nie powiedział niczego nowego. O potrzebie służby bliźniemu w Kościele mówi się praktycznie cały czas. I każdy zna przykazanie „abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem”. Dlaczego nie potrafimy zastosować tych wskazań do tak trywialnej sprawy jak nasz stosunek do grzeszników i inaczej myślących? Czytam dalej. Ty razem tekst papieskiego wystąpienia na Anioł Pański.
W miarę postępowania na drodze wiary, rozumiemy jak Jezus realizuje wobec nas wyzwalające działanie Bożej miłości, która pozwala nam wyjść z naszego egoizmu, ze skupienia się na samych sobie, aby nas doprowadzić do życia pełnego, w komunii z Bogiem i otwartego na innych.
A ja znów łapię się za głowę. Bo postępując na drodze wiary powinniśmy – tak mówi papież – otwierać się na innych. To co jest z naszą wiarą, gdy krytykujemy postawę otwartości w Kościele? Dlaczego tak wielu uważającym się za dobrych katolików teza o Kościele otwartym nie podoba się do tego stopnia, że przeszkadza im nawet to, że wiara.pl jest – jak głosi nasze hasło - „portalem ludzi otwartych”?
Wychodzi na to, że często nie znamy podstawowych zasad, którymi powinien kierować się Nowy Człowiek. Szkoda, bo ta nieświadomość chyba bardziej niż grzech utrudnia stanie się człowiekiem wedle wzoru Chrystusa.
Ciekawi mnie tylko, jak można uważając się za gorliwego katolika nie zauważać takich przypominanych przez Benedykta XVI wskazań Ewangelii. I mam na ten temat własną teorię: widać tymi prawdami powinni się kierować Kosmici. Nam, Ziemianom wystarczy chrześcijaństwo skrojone na miarę naszych potrzeb.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.