Syryjski prezydent Baszar el-Asad, przeciwko któremu od blisko dwóch lat w kraju toczy się rebelia, oskarżył brytyjski rząd o "zamiar uzbrojenia terrorystów" w Syrii. Uznał, że Londyn dąży do zmilitaryzowania sytuacji w ogarniętym przemocą kraju.
W wywiadzie udzielonym brytyjskiej gazecie "Sunday Times", wychodzącej w niedzielę, Asad powiedział też, że reżim w Damaszku jest gotów do rozmów "z każdym, nawet rebeliantami, którzy chwycili za broń", ale wykluczył negocjacje z "terrorystami". Rozmowę zarejestrowano w ubiegłym tygodniu w rezydencji Asada w Damaszku.
Powtórzył też, że nie bierze pod uwagę możliwości oddania władzy i opuszczenia kraju, o co bezskutecznie apeluje do Asada Zachód, wiele państw arabskich, Turcja, a także syryjska opozycja.
"Żaden patriota nie może nawet pomyśleć o tym, by żyć poza krajem. Jestem taki, jak wszyscy syryjscy patrioci" - oświadczył prezydent. Uznał, że nie rozwiązałoby to zresztą kryzysu w Syrii.
Asad ostro skrytykował postępowanie Wielkiej Brytanii na Bliskim Wschodzie, mówiąc, że "od dziesięcioleci, a nawet - jak twierdzą niektórzy - od stuleci, odgrywała ona niekonstruktywną rolę". "Problem z tym rządem polega na tym, że jego płytka i niedojrzała retoryka jedynie podkreśla tradycję tyranizowania i hegemonii" - ocenił, odnosząc się do rządu Davida Camerona.
Oskarżył następnie Londyn o chęć zmilitaryzowania problemu w Syrii. "Jak możemy oczekiwać, że oni (Brytyjczycy) przyczynią się do poprawy i ustabilizowania sytuacji? Jak możemy oczekiwać, że zredukują poziom przemocy, skoro chcą wysyłać wsparcie militarne terrorystom i nie próbują ułatwić dialogu między Syryjczykami" - pytał Asad.
"Nie spodziewamy się po podpalaczu, że zostanie strażakiem" - ironizował.
Wielka Brytania deklaruje poparcie dla syryjskiej opozycji, ale nie dostarcza rebeliantom broni. Na czwartkowym spotkaniu Grupy Przyjaciół Syrii w Rzymie brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague powiedział jednak, że pomoc militarna jest możliwa w przyszłości - przypomina BBC.
ONZ szacuje, że w konflikcie w Syrii, który rozpoczął się w marcu 2011 roku, zginęło 70 tys. osób. Setki tysięcy uchodźców przedostały się do krajów sąsiednich.
Wystawiono tam znaleziska, na które natrafiono podczas prac.
Stwierdził, że "wrogowie USA używają go, by zabijać Amerykanów".
Zwyczaj ustawiania tam choinki i szopki wprowadził Jan Paweł II w 1982 roku.