Jako współautor raportu jestem zaskoczony agresją, z jaką ojciec Jacek Salij
polemizuje nie tyle z treścią raportu IPN, co ze stworzonym obrazem jego
autorów - napisał w Rzeczpospolitej Jan Żaryn odpowiadając na wczorajszy
artykuł o. Salija.
O. Salij: Dwa fakty, które pamiętam inaczej :.
Przypomnijmy proste fakty. To nie historycy IPN nazwali o. Konrada Hejmę tajnym współpracownikiem SB, a funkcjonariusze tego resortu, po 9 odbytych z nim rozmowach, po przetrawieniu otrzymanych od niego informacji, po konsultacji z szefami. Jeśli ktokolwiek myśli, że była to powszechna praktyka wobec kapłanów, którzy z różnych powodów musieli się kontaktować z ówczesnymi wrogami Kościoła - to się myli. Funkcjonariusze SB starali się podobnymi metodami skłonić do współpracy wszystkich zapewne duchownych, z którymi się spotykali.
Ale o. Hejmo nie odpowiedział na te esbeckie "umizgi", tak jak to uczynił, przykładowo, pewien znany dziś ksiądz. Jesienią 1973 roku, w rozmowie z ppłk. Cz. Wiejakiem: "oświadczył, że służy kościołowi i poza wiedzą kardynała [Stefana Wyszyńskiego] niczego co by dot.[yczyło] Kościoła nie podejmie. Pod koniec rozmowy w nieco żartobliwy sposób wyraził się, że on rozumie moje intencje, że jestem od tego by mieć ludzi, którzy informują o różnych sprawach dot.[yczących] Kościoła, on natomiast jest od tego, by się nie dać skłonić do spełniania takiej roli".
Zanim więc o. Jacek Salij zacznie gromić historyków, niech raczej zastanowi się, komu o. Konrad "zawdzięcza" swą dzisiejszą sytuację. Nie można relatywizować postaw księży w czasach PRL, należy je ustawiać wertykalnie, zgodnie z przyjętymi normami. Inaczej, doprowadzimy swój stan świadomości do stwierdzenia, że w PRL nie było służb specjalnych, a tylko Ministerstwo Miłości.
Celem raportu nie jest, jak insynuuje o. Salij, ukamienowanie o. Hejmy, a upublicznienie akt wytworzonych przez Departament IV i I MSW w latach 1975 - 1988. Raport historyków stanowił konsekwencję ujawnienia przez prezesa IPN i Kolegium nazwiska tajnego współpracownika, na co mieliśmy wpływ taki sam jak o. Jacek, czyli żaden. Pracowaliśmy pod presją czasu, bo została podana informacja, kiedy raport zostanie ogłoszony. Należało uchylić się od wypełnienia zadania lub przyjąć realne modus operandi.
Zależało nam na tym, by opinia publiczna otrzymała podstawowe informacje na temat wystawcy dokumentów - stąd tak dużo miejsca poświęciliśmy w raporcie pracy SB skierowanej przeciwko Kościołowi (w tym nieznanej, także historykom, pracy wywiadu PRL). Ponadto, staraliśmy się odpowiedzieć - poprzez prezentację konkretnego materiału - na pytanie o słuszność klasyfikacji dokonanej przez SB, czyli wpisania o. Konrada Hejmy na listę tajnych współpracowników. Trzeba było ze zrozumieniem przeczytać 700 stron, które zapisywano nie po to, by ułatwiać dzisiejszemu czytelnikowi poznanie struktury i gier operacyjnych SB.
Więcej na następnej stronie
«« | « |
1
|
2
|
3
|
»
|
»»