Sąd Apelacyjny w Białymstoku ma rozstrzygnąć, czy próba kupienia dziecka od małżeństwa Rumunów była przypadkiem handlu ludźmi. Sąd pierwszej instancji skazał oskarżoną parę jedynie za próbę poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Wyrok apelacyjny - w piątek.
W marcu białostocki sąd okręgowy skazał mężczyznę na rok, a kobietę na 10 miesięcy więzienia, oba wyroki w zawieszeniu na trzy lata. Oboje byli oskarżeni m.in. o próbę kupienia nowo narodzonego dziecka, oferując za nie 20 tys. zł i samochód wart kilka tys. zł.
Sąd uznał, że była to jedynie próba wyłudzenia poświadczenia nieprawdy w dokumentach w szpitalu, które byłyby podstawą do sporządzenia aktu urodzenia dziecka. Chodziło o to, że rodząca obywatelka Rumunii jako dane swoje i ojca dziecka, podała personalia pary, Polaków narodowości romskiej, którzy mieli kupić dziecko. Sprawa wyszła na jaw w szpitalu, który zawiadomił policję.
Sąd pierwszej instancji ocenił, że oskarżonym nie można przypisać handlu ludźmi w definicji przepisów karnych czy umów międzynarodowych. Uznał też, że nie jest to przypadek organizowania adopcji wbrew przepisom ustawy.
Za okoliczność łagodzącą sąd uznał fakt, że para od kilku lat bezskutecznie stara się o dziecko, ale podkreślił w ustnym uzasadnieniu wyroku, że "dzieci nie kupuje się na ulicy". Za niewiarygodne uznał twierdzenia oskarżonych, że wcześniej nie słyszeli o adopcji.
Skazana para nie złożyła apelacji, we wtorek nie było jej w sądzie apelacyjnym. Ich obrońca mec. Jan Oksentowicz złożył do akt sprawy dokumenty zaświadczające o tym, że po pierwszym wyroku para zawarła ślub cywilny (wcześniej w świetle polskiego prawa żyła w konkubinacie), a także że stara się o możliwość skorzystania z rządowego programu in vitro. W rozmowie z dziennikarzami dodał, że małżeństwo zabiega też o możliwość adopcji dziecka w legalnej procedurze.
W swoim wystąpieniu przed sądem wnioskował o oddalenie apelacji prokuratury, która chce uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji.
Adwokat mówił, że kluczowy dla zarzutu handlu ludźmi był cel kupna dziecka, a w tym wypadku - jak powiedział - był on "pozytywny", chodziło o polepszenie losu dziecka. Przekonywał, że samej umowy kupna-sprzedaży dziecka nie można definiować jako handlu ludźmi.
Innego zdania jest prokuratura, która wyrok zaskarżyła. Według niej, "uczynienie dziecka przedmiotem transakcji handlowej" mieści się w definicji kodeksowej handlu ludźmi, gdzie mowa jest o "innych formach wykorzystania poniżających godność człowieka". Prokuratura podkreśla, że człowiek jest "wyłączony z komercyjnego obrotu". W jej ocenie, marzenie oskarżonych o dziecku jest zrozumiałe, ale to co zrobili, było jednak formą jego wykorzystania.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.