O próbach inwigilacji, metodach stosowanych przez komunistyczną bezpiekę i ich daremności z księdzem kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem, emerytowanym metropolitą wrocławskim rozmawiał Nasz Dziennik.
- Ubecy interesowali się studiami Księdza Kardynała? - Poniekąd. W dniu 15 grudnia 1955 r. obroniłem pracę doktorską. Dwa dni później rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego poprosił mnie do swojego apartamentu. Myślałem, że chce mi złożyć gratulacje. Ksiądz rektor powiedział mi jednak wtedy, że miał wizytę dwóch ubeków, którzy oświadczyli mu, że nie mogę być uroczyście promowany na doktora teologii. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem i pouczeniem, że za konferencję w Kętrzynie trzeba w taki sposób płacić. Otrzymałem wtedy jedynie zaświadczenie o obronie pracy doktorskiej. Przyjąłem to jako kolejne doświadczenie życiowe. Moja promocja doktorska odbyła się dopiero pod koniec 1957 roku. - W Białymstoku był Ksiądz Kardynał duszpasterzem akademickim, a kapłanami posługującymi w tym środowisku bezpieka wykazywała szczególne zainteresowanie. - Pracowałem wtedy w parafii katedralnej, gdzie ten obszar duszpasterstwa był traktowany niejako dorywczo, ale sytuacja zmieniła się po specjalnych ustaleniach Konferencji Episkopatu Polski. Zacząłem jeździć na spotkania duszpasterzy akademickich do Warszawy, w niektórych z nich uczestniczył ks. prof. Karol Wojtyła. Dopiero tam się dowiedziałem, jak to duszpasterstwo jest niebezpieczne. Duszpasterze, którzy mieli już większe doświadczenie, opowiadali mi, że ta młodzież często była inwigilowana, a także rugowana z wyższych uczelni. Podczas jednego z takich spotkań zrodziła się myśl powrotu do przedwojennej tradycji organizowania pielgrzymek młodzieży akademickiej na Jasną Górę. Trzeba było uczynić to bardzo dyskretnie. Z Białegostoku pojechały wtedy 43 osoby. Okazało się, że należeliśmy do najliczniejszych grup; w sumie było około 300 pątników i kilku duszpasterzy akademickich z całej Polski. - W jakiej atmosferze przebiegała pierwsza pielgrzymka? - Na początku młodzież patrzyła na siebie bardzo nieufnie, bo nie było wiadomo, czy ktoś nie jest szpiegiem. Ale pamiętam, że po Drodze Krzyżowej było ognisko, podczas którego narodził się hymn: "Zjechaliśmy się wszyscy młodzi do Częstochowy jasnych wież. Jesteśmy tu z Warszawy, Łodzi, z Białegostoku też". A refren był taki: "I chcemy serca rytm pogodzić, aby jak jeden biły dzwon. Mocni przyjaźnią, zbudujemy nowy dom". Ten ostatni wers komunistom szczególnie się nie podobał, gdyż według nich budowa nowego domu oznacza, że ten budowany przez nich jest niedobry... Za to młodzież nabrała przekonania, że skoro na tej pielgrzymce byli ludzie z innych miast, to nie ma czego się bać. Młodzi zaczęli się ze mną kontaktować. Ze względu na bezpieczeństwo zorganizowaliśmy filie duszpasterstwa akademickiego przy dwóch białostockich kościołach - św. Wojciecha i św. Rocha, aby nie ograniczać się do jednego miejsca spotkań i pracy.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.