Rośnie niepokój o misjonarzy pracujących na filipińskiej wyspie Mindanao, a dokładnie na półwyspie Zamboanga. Separatyści z Narodowego Frontu Wyzwolenia Moro z nową siłą zaatakowali wojska rządowe, domagając się od filipińskich władz utworzenia w tym regionie niepodległego państwa islamskiego.
Pracujący w Zamboanga o. Giulio Mariani wskazuje, że księża, zakonnice, jak i misjonarze świeccy są w tym momencie zagrożeni. Policja zaleca ogromną ostrożność, deklarując zarazem, że nie jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwa.
„Rebelianci są w mieście. Wszystko jest pozamykane: apteki, szkoły, biura, sklepy. To znacznie utrudnia codzienne życie, szczególnie że w mieście schroniło się ponad 7 tys. uchodźców z całej okolicy. Obowiązuje godzina policyjna. Od 20:00 do 5:00 nie można wychodzić z domów – mówi włoski misjonarz. - W rękach rebeliantów jest co najmniej 200 osób. Strach rośnie tym bardziej, że mówi się, iż porwani wykorzystywani są jako żywe tarcze w walce z siłami rządowymi. Rebelianci domagają się nie autonomii, ale niepodległości. W porozumieniu pokojowym rząd deklaruje wolę utworzenia autonomicznego regionu muzułmańskiego Bangsamoro, im to jednak nie wystarcza. Chcą niepodległego państwa. Stąd też teraz próbowali dostać się do ratusza, by w miejsce filipińskiej flagi zatknąć swoją i tym samym ogłosić Zamboangę stolicą niezależnego państwa”.
Dziś rano w kościołach na Mindanao zostały odprawione Msze św. o pokój. Działania separatystów z Narodowego Frontu Wyzwolenia Moro kosztowały dotąd życie 120 tys. ludzi.
Co najmniej 13 osób zginęło, a 73 zostały ranne w wyniku działań policji wobec demontrantów.
Główny cel reżimu jest jasny: ograniczyć wszelkie formy swobody wypowiedzi.
Spędzili oni na stacji kosmicznej Tiangong (Niebiański Pałac) 192 dni.
Dom dla chrześcijan, ale życie w nim codzienne staje się trudniejsze i niepewne.
Papież Franciszek mówił wcześniej, że oboje kandydaci są przeciwko życiu.
"Brawo, feldmarszałku" - napisała caryca Katarzyna II w liście gratulacyjnym.