Czy nadal twierdzi pan, że widział na własne oczy UFO? - takie pytanie usłyszał niedawno podczas telewizyjnej debaty wyborczej jeden z demokratycznych kandydatów na prezydenta USA, Dennis Kucinich - relacjonuje Dziennik.
Gdy i to się znudziło, raelianie wpadli na nowy pomysł i w 2004 r. ogłosili, że udało im się sklonować człowieka, który ma być podstawą nowej cywilizacji opartej na radykalnej supremacji najnowszych zdobyczy nauki: inżynierii genetycznej, sztucznej inteligencji czy nanotechnologii (ten wątek raeliańskiej ideologii stał się osnową jednej z najgłośniejszych powieści początków XXI wieku „Cząstek elementarnych” Francuza Michela Houellebecqa). "Nasza religia jest otwarta na każdego nowego członka. Nie wymaga od ciebie żadnych specjalnych praktyk. Płacimy składki i raz do roku spotykamy się ze współwyznawcami z całego świata. Na scenie pojawia się Rael, który jest człowiekiem bardzo dowcipnym i mądrym, więc przyjemnie go posłuchać. Potem mamy seminaria, dyskusje, medytacje, w których wychwalamy mądrość i dobro istot pozaziemskich, tańczymy, śmiejemy się. Nie modlimy się do nich, bo to przecież istoty jak my, tylko bardziej doskonałe" – mówi Dziennikowi Kenny Stolpe, szef szwedzkiej gałęzi Ruchu Raeliańskiego. Raelianie znaleźli też wielu naśladowców, jak choćby Aetherius Society, którego 10 tys. wyznawców kontaktu z bytami pozaziemskimi szuka w praktykach jogistycznych, czy Kościół unarian, którzy wierzą, że pewnego dnia „gwiezdni bracia przybędą na ziemię na 33 statkach kosmicznych i zbawią ludzkość”. Swój kosmiczny kult mają nawet słynący raczej z braku konfesyjnego zapału Czesi i Słowacy. Za naszą południową granicą żyje bowiem kilkaset członków kościoła Vesmirni Lide Sil Svetla (Pozaziemskie Istoty Sił Jasności) założonego przez charyzmatycznego Ivo Bendę z Ołomuńca. "To kosmiczna cywilizacja bardziej zaawansowana od naszej zaszczepiła na Ziemi życie. A chrześcijaństwo, buddyzm czy islam są tylko nieudolnymi ludzkimi próbami zrozumienia superinteligentnych kosmicznych demiurgów" – takim twierdzeniem przedstawionym jeszcze w latach 60. XX w. Szwajcar Erich von Daeniken dał ufologii nowy ożywczy impuls, a sam zarobił fortunę, bo jego książki rozeszły się w ponad 60 mln egzemplarzy. "Nowe czasy wymagały nowych rekwizytów. A dzięki fali filmów, książek i słuchowisk kosmici stali się po II wojnie światowej częścią popkultury. To, że awansują do roli obiektów kultu, było tylko kwestią czasu" – mówi w rozmowie z Dziennikiem pisarz i publicysta science fiction Marek Oramus. Zdaniem Oramusa scenariusz powstania religii kosmicznych jest zawsze podobny. "Pojawia się ktoś, kto mówi, że szykuje się coś bardzo niedobrego, ale on wie, jak się uratować. A skąd wie? No przecież nie od księdza. To by było zbyt nudne. Od kosmitów, oczywiście!" – mówi Oramus. W miarę zbliżania się magicznej daty 2000 millenarystycznych kosmicznych kultów przybywało. Przybierały nieraz makabryczną formę. 26 marca 1997 r. świat obiegła wiadomość o samobójczej śmierci 39 członków amerykańskiej sekty Niebiańskich Wrót. Jak się później okazało, wierzyli oni, że przelatująca w pobliżu Ziemi kometa. Hale’a-Boppa zwiastuje nieuchronny koniec świata i jedynym sposobem na ocalenie swoich dusz jest dołączenie do statku kosmicznego ukrytego w jej ogonie, za którego sterami siedzi sam Jezus Chrystus.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.