Dwie skrajności. Tymczasem chodzi ciągle o to samo - o pokazanie zła z miłością do człowieka, który je popełnia.
W krótkiej notce dotyczącej noty duszpasterskiej Konferencji Episkopatu Włoch znalazłam stwierdzenie: „Dzieło ewangelizacji nigdy nie jest zwyczajnym dostosowaniem się do kultur, ale jest także oczyszczaniem, dojrzewaniem i uzdrawianiem. To z kolei wymaga rozeznawania dobra i zła, przez co Kościół często staje się znakiem sprzeciwu.” Przypominają się słowa: Oto Ten przeznaczony jest [...] na znak, któremu sprzeciwiać się będą.” Tylko czy my wiemy jeszcze, do czego te słowa nas wzywają? Czy umiemy się sprzeciwiać? O sprzeciw łatwo. Każdy ma jakieś zdanie, chce wyrazić opinię, krytykuje jedne rozwiązania i wychwala drugie. To codzienność, także w Kościele. Wystarczy poczytać komentarze w internecie, by odnieść wrażenie, że porozumienie jest niemożliwe. Frakcja A, grupa B, spory, kłótnie... Gdzie ta miłość i jedność? Z drugiej strony, ze sprzeciwem wobec rzeczywistego zła jest gorzej. Trzeba przecież brać pod uwagę różne czynniki, różne podejścia etyczne, różne postawy... Dlaczego miałbym narzucać komuś swoje poglądy? Skutek jest prosty: nasze stanowisko wobec dziejącego się zła się rozmazuje. Przestaje być jasne, co jest dobrem, co złem. Gdzie tutaj miejsce na „oczyszczanie i uzdrawianie kultur”? Być znakiem sprzeciwu. To przecież i do mnie wezwanie. Być znakiem sprzeciwu na co dzień, w domu, w pracy, na ulicy. A ja nie chcę żyć w konflikcie ze znajomymi, przyjaciółmi, bliskimi. Wolę zwyczajnie milczeć. Albo nastaję w porę i nie w porę, prowokuję spory, zawsze napiętnuję zło. Poobrażają się, trudno, muszę przecież mówić prawdę! To dwie skrajności. Tymczasem chodzi ciągle o to samo - o pokazanie zła z miłością do człowieka, który je popełnia. O nazwanie dobra dobrem, a zła złem, ale powstrzymanie się od sądzenia ludzi. I - myślę, że nie mniej ważne - o to, by pokazać ludziom wokół, że można się różnić pięknie. Dzisiejszy świat zna tylko jedną metodę na konflikt: usunąć różnice. A jeśli nie może ich usunąć, stara się choć je ukryć, sprowadzić do sfery prywatnej, zakazać ujawniania. Dlatego najbardziej przeszkadza mu wiara, bo nazywając dobro i zło po imieniu wzywa do sprzeciwu. Naszym zadaniem jest dziś nie tylko być znakiem sprzeciwu, ale uczyć, jak różnić się pięknie. Udowadniać, że różnica nie musi oznaczać awantury i nienawiści, a jedność nie wymaga jednomyślności w każdej sprawie. Pięknym krokiem na tej drodze jest demonstracja w Rzymie pod hasłem „Ratujmy chrześcijan”, której inicjatorem był... muzułmanin. To pierwszy krok do uzdrowienia i reewangelizacji naszej kultury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.