Reklama

Po co rozmawiam?

Bardziej niepokojący wydaje mi się drugi konflikt - między widzeniem dialogu jako celu, potwierdzenia mojej równej wartości a takim, w którym jest on środkiem rozwiązywania problemów, które stoją przed nami jako wspólnotą.

Reklama

Jeśli ktoś porusza temat dialogu w Kościele, to w zasadzie można założyć, że jest niezadowolony i chciałby, by było go więcej. W trakcie kilkugodzinnej dyskusji, jaką zorganizowało duszpasterstwo akademickie przy klasztorze o. Dominikanów na warszawskiej Starówce jak echo wracał jeden temat: po co rozmawiać? Jaki jest cel naszej rozmowy? Czy dialog jest po to, by udowodnić równość stron? By już nie było mądrzejszych i głupszych, prowadzących i prowadzonych? To sformułowanie nie padło, ale bardzo mocno przebijało z zadawanych w pierwszej części pytań. Czy dialog jest po to, by po prostu poznać nawzajem swoje poglądy (i pozostać przy własnych)? By jedynym wspólnym wnioskiem było: można myśleć tak, a można inaczej? Czy celem dialogu jest dochodzenie do prawdy, czy przede wszystkim dochodzenie do spokoju społecznego? A może jeszcze inaczej, znacznie trudniej – może rozmawia się po to, by coś tworzyć, biorąc wspólną odpowiedzialność? Pogodzenie redaktorów Szostkiewicza i Milcarka odnośnie do sensu i celu dialogu nie wydaje mi się trudne. Są sytuacje, w których rozmowa ma na celu poszukiwanie prawdy, a są takie, w których jest otwarciem na drugiego człowieka i wypływa z zaciekawienia nim. Ten pierwszy rodzaj dialogu bez drugiego nie będzie miał szansy zaistnieć. Pierwszy buduje zaufanie, które jest podstawowym warunkiem wejścia w drugi etap – wspólnego dochodzenia do prawdy. Czasem sytuacja wymaga jasnego określenia własnej postawy, a czasem - tylko i aż - słuchania i życzliwości. Bardziej niepokojący wydaje mi się drugi konflikt – między widzeniem dialogu jako celu, potwierdzenia mojej równej wartości a takim, w którym jest on środkiem rozwiązywania problemów, które stoją przed nami jako wspólnotą. Przypomina on nieco konflikt między nastolatkiem i rodzicami. Do jego powstania wystarczy postawa tylko jednej ze stron: tej, która uważa się za „rodzica” (który może stwierdzić: ja wiem lepiej i nie muszę rozmawiać, ty masz tylko być posłuszny), ale i tej, która wchodzi w rolę „nastolatka” (który chciałby decydować o wszystkim, z wyjątkiem tego co leży w jego gestii i za co jest odpowiedzialny). Nie jest ważne, że „rodzic” i „nastolatek” naprawdę są równi, choć pełnią różne funkcje. Ważne jest, czy chcą być równi, czy może lepsi, i czy się czują równi na tyle, by nie musieć tego potwierdzać. Tymczasem najbardziej potrzeba chyba postawy, o której mówiła s. prof. Barbara Chyrowicz SSpS. Prowadzenia dialogu tam, gdzie się jest, i dla dobra wspólnoty, w której się funkcjonuje, w której pełni się pewną rolę jako jej pełnoprawny i odpowiedzialny członek. Nie ma znaczenia, czy jest się ręką, czy nogą.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Wtorek
noc
1°C Wtorek
rano
3°C Wtorek
dzień
3°C Wtorek
wieczór
wiecej »