Z ks. prał. Mieczysławem Mokrzyckim, drugim sekretarzem osobistym Jana Pawła II, naocznym świadkiem jego śmierci, rozmawia Beata Zajączkowska (Radio Watykańskie).
- Ojciec Święty wcześniej pobłogosławił te korony w swojej prywatnej kaplicy i czekały one na moment żeby sam je nałożył Matce Bożej. Niestety stan zdrowia już na to nie pozwolił. Zrobił to Jego najbliższy przyjaciel, kard. Marian Jaworski, z którym był bardzo związany i z którego obecności w tych ostatnich chwilach bardzo się cieszył. Zawołanie Ojca Świętego „Totus Tuus” było ukoronowaniem Jego wielkiej miłości do Matki Najświętszej. A to że właśnie w dniu jego śmierci jej wizerunek w Grotach Watykańskich ukoronował kard. Jaworski, było chyba największym darem jaki oddany przyjaciel mógł ofiarować Ojcu Świętemu. - A jak Ksiądz patrzy na symboliczną datę śmierci? Była to przecież wigilia Niedzeli Miłosierdzia Bożego. - Sądzę, że był to dla Ojca Świętego wielki dar Boga, że mógł właśnie odejść do Chrystusa w tym dniu. Z kultem Bożego Miłosierdzia był związany już od najmłodszych lat. Jako student, robotnik wracając z kamieniołomów wstępował do sióstr Miłosierdzia Bożego, do grobu świętej Faustyny i tam się modlił. W swoim życiu kapłańskim, a także jako Papież stale podkreślał, że światu najbardziej jest potrzebne Miłosierdzie Boże. Ojciec Święty bardzo chciał ten kult rozpowszechnić, pragnął by Miłosierdzie Boże było znane w całym świecie. Stąd najpierw beatyfikacja, a następnie kanonizacja siostry Faustyny i ustanowienie święta Bożego Miłosierdzia. Dokonał swego dzieła. Myślę, że św. Faustyna jakby odpowiedziała na tę jego wielką miłość i potrzebę całego świata. - Jak odchodził Ojciec Swięty, jak wyglądały ostatnie chwile Jego życia? - W sobotę Ojciec Święty obudził się spokojny, był świadomy. Jeszcze rano wypowiadał pewne słowa, rozmawiał z nami. Nie był to mocny głos, ale szept, który bez problemu rozumieliśmy. Po modlitwach i porannej Eucharystii przychodzili niektórzy kardynałowie ażeby oddać mu ostatnią przysługę. Były to przejmujące chwile. W zwyczaju włoskim jest tak, że gdy kardynałowie przychodzą pożegnać się z osobą umierającą udzielają jej swego błogosławieństwa. Ojciec Święty był tego wszystkiego świadom. Rozmawiał z nimi wzrokiem, podawał im rękę na przywitanie, a gdy odchodząc błogosławili go znakiem krzyża, on sam ich także błogosławił. Był to dla mnie znak, że Ojciec Święty jest świadomy, że czyni to, co robił przez cały swój pontyfikat. Potem, po obiedzie już coraz bardziej się wyciszał, był coraz bardziej spokojny i można powiedzieć, że coraz bardziej przygotowywał się na odejście do Pana. Kardynałowie już nie przychodzili.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.