Krakowski sąd wydał pozwolenie na przekazanie prawa własności do mieszkań klientom, którzy kupili je u nieuczciwego developera. Dramat 180 poszkodowanych osób trwał ponad siedem lat.
Wszystko zaczęło się w 2006 r., gdy nieświadomi kłopotów finansowych spółki developerskiej „Leopard” S.A klienci zaczęli wpłacać pieniądze na poczet budujących się dla nich mieszkań.
Firma „Leopard” S.A. działała od 1997 r. i przez wiele lat była dobrze znana na rynku nieruchomości. Odnosiła duże sukcesy, miała opinię jednej z najbardziej wiarygodnych spółek deweloperskich w Małopolsce. Kolejne inwestycje powstawały w szybkim tempie i w dobrym standardzie, a chętnych do zakupu mieszkań (mimo, że nie były tanie) nie brakowało.
Nikt nie wiedział, że deweloper prowadził jednocześnie transakcje, które były na granicy prawa. Prezesi firmy sprzedawali m.in. grunty własnej spółce, kupowali je od niej, nabywali też wybudowane już mieszkania. Przykładowo: w 2003 r. spółka Telkom-Telos sprzedała 30-arową działkę, położoną u zbiegu ulicy Kazimierza Wielkiego i alei Kijowskiej, prezesom „Leoparda” – Grzegorzowi A. i Jackowi P. (obaj w 2012 r. trafili do aresztu, dziś przebywają już na wolności i przed sądem odpowiadają z wolnej stopy). Na początku 2006 r. zarząd „Leoparda” (reprezentowany przez pełnomocników) zdecydował o jej zakupie. Szybko rozpoczęła się budowa kilkunastopiętrowego wieżowca i sprzedaż 100 mieszkań.
W tym samym roku świetnie prosperująca firma podjęła się budowy kolejnej inwestycji – osiedla przy ul. Wierzbowej. Nieopodal Wawelu, Bulwarów Wiślanych, ważnego węzła komunikacyjnego, miały powstać cztery bloki – w sumie 180 mieszkań. Zysk wydawał się być gwarantowany, lecz zachłanność stała się początkiem końca drapieżnego kota.
Spółka poprzez emisję obligacji zaciągnęła kredyt na realizację kolejnych inwestycji (w wysokości ponad 60 mln zł, oprocentowany na 25 proc. w skali roku) u amerykańskiej firmy Manchester Securities Corporation (MSC), będącej częścią nowojorskiego zamkniętego funduszu inwestycyjnego Elliott. Specjalizuje się on w ryzykownych, agresywnych transakcjach, wykupywaniu niespłaconych długów, zajmowaniu kont dłużników. Poręczeniem pożyczki stały się hipoteki mieszkań przy alei Kijowskiej i ulicy Wierzbowej. Co więcej, większość nieświadomych niczego klientów podpisała (na żądanie dewelopera) klauzulę, na mocy której nie mogli dokonywać wpisu roszczeń w księdze wieczystej nieruchomości.
Klienci mieszkania mieli dostać w 2008 r. Wtedy jednak okazało się, że powinni uiścić dopłatę – po 3 tys. zł za każdy mkw. O kluczach do lokali i prawie własności wciąż jednak nie było mowy. Oszukani klienci zaczęli jednoczyć siły (powstało Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Deweloperów „Wierzbowa”), próbowali jeszcze rozmawiać z przedstawicielami „Leoparda”, składali pierwsze zawiadomienia do prokuratury. Pod koniec 2008 r. złożyli wspólny pozew w krakowskim Sądzie Okręgowym – żądali uznania nieważności hipotek. W czerwcu 2009 r. sprawę wygrali, jednak w marcu 2011 r. Sąd Apelacyjny uchyla wyrok pierwszej instancji na korzyść „Leoparda”. W między czasie deweloper złożył w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości. W maju 2009 r. stało się to faktem dokonanym, a masę upadłościową (budynki z zamieszkanymi lokalami) przejął syndyk. Prokuratura Okręgowa w Krakowie, prowadząca śledztwo w sprawie „Leoparda” zablokowała jednak sprzedaż Wierzbowej. Decyzję uzasadniła przypuszczeniem, iż zostało popełnione przestępstwo gospodarcze.
Nierówna walka o odzyskanie mieszkań i pieniędzy trwała aż do dziś. Sąd Okręgowy w Krakowie pozwolił właśnie na przekazanie aktów własności mieszkańcom ul. Wierzbowej. Oznacza to, że w ciągu dwóch lat będą mogli się wprowadzić do swoich mieszkań – remontować je, wyposażać, sprzedawać.
Do sprawy wrócimy w numerze 21 papierowego wydania „Gościa Krakowskiego”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.