Do dwóch lat więzienia grozi Jerzemu Urbanowi, naczelnemu "Nie", za opublikowanie tam wizerunku Jezusa Chrystusa, wpisanego w grafikę drogowego znaku zakazu. W środę ruszył proces Urbana, oskarżonego przez prokuraturę o obrazę uczuć religijnych kilku osób.
Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa prokurator odczytał akt oskarżenia. 81-letni Urban nie przyznał się do zarzutu. W wyjaśnieniach powiedział, że jego proces to "drastyczne ograniczenie wolności słowa i potwierdzenie, że Polska jest państwem wyznaniowym jak Arabia Saudyjska i Iran".
Grafika ze zdziwionym Jezusem w znaku zakazu i z symbolem kultu Najświętszego Serca Jezusowego na piersiach ukazała się na pierwszej stronie "Nie" w 2012 r. Urban tłumaczył, że była ilustracją artykułu o jakoby malejącej liczbie praktykujących chrześcijan na świecie (miał on tytuł "Bóg umiera ze starości"). Były rzecznik rządu PRL dodawał, że Chrystus "jest zdziwiony, bo spada mu liczba wyznawców".
Skargę do mokotowskiej prokuratury wniosło sześć prywatnych osób twierdzących, iż obrażono ich uczucia religijne.
Prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia na podstawie art. 196 Kodeksu karnego. Stanowi on, że kto obraża uczucia religijne innych osób - znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych - podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo do 2 lat więzienia. Sąd Najwyższy uznał dwa lata temu, że przestępstwo to popełnia nie tylko ten, kto chce go dokonać (działając w tzw. zamiarze bezpośrednim), ale także ten, kto przewiduje możliwość przestępstwa i godzi się na to (tzw. zamiar ewentualny).
Akt oskarżenia zarzuca Urbanowi, że dopuścił do opublikowania "karykaturalnego wizerunku nawiązującego do wizerunku Jezusa, z mało inteligentnym wyrazem twarzy" - czym obraził uczucia religijne sześciu osób. Według prokuratury Urban działał co najmniej z zamiarem ewentualnym.
Powołany przez prokuraturę biegły z dziedziny religioznawstwa uznał wizerunek za zniekształcony, co nadało mu "prześmiewczy, lekceważący i pogardliwy charakter", a wizerunek Jezusa jest dla katolików przedmiotem szczególnej czci. Według biegłego, mogło to obrażać uczucia religijne katolików - zarówno subiektywnie, jak i obiektywnie.
Początkowo Urban został w 2013 r. skazany za to przez mokotowski sąd w trybie nakazowym (bez wzywania na rozprawę i praktycznie bez prawa do obrony) na tysiąc zł grzywny. Tryb nakazowy stosuje się np., gdy "wina oskarżonego nie budzi wątpliwości". Urban, który uznał wyrok za "grandę", złożył sprzeciw, w wyniku czego sąd musiał rozpatrzeć sprawę w normalnym trybie.
Prokurator Paweł Szpringer nazwał "Nie" "jawnie antyreligijnym periodykiem" i podkreślił, że wolność wypowiedzi nie jest nieograniczona, a ekspresja artystyczna nie może być "bez powodu obraźliwa dla innych".
Urban powiedział sądowi, że jako przeciwnik Kościoła i wszelkich wierzeń religijnych, w tym judaizmu i islamu, ma prawo wydawać pismo i wyrażać swe poglądy. Dodał zarazem, że nie jest przeciwnikiem poszczególnych wyznawców religii. "Z muzułmanów śmiać się boję, bo zabijają; gdyby katolicy w Polsce zabijali, to też bym ich nie ruszał, bo jestem tchórzem" - powiedział.
Stawił się tylko jeden z pokrzywdzonych, który występuje jako oskarżycieli posiłkowy. Proces odroczono do 22 sierpnia.
Urban zadeklarował wykształcenie średnie ogólne; zarobki rzędu od miliona zł do dwóch rocznie; 35 mln zł oszczędności. Przyznał, że był karany za znieważenie Jana Pawła II jako głowy państwa Watykan.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.