Jak złożona rzeczywistość kryje się w słowie Polska. Ale to nie bezładny kłąb jakichś historycznych okrawków, ale różnorodna jedność i narodu, i państwa, i kultury.
Vacláv Horák i Františka Rozehnál to moi czescy pradziadkowie. Ślub brali na austriackim Śląsku. Po jakimś czasie trafili do Tarnopola, potem do Lwowa – po polsku nie umieli. Wszystko działo się pod jednym cesarzem Franciszkiem Józefem. Gdy ich syn Antoni wżenił się w polską rodzinę, kreseczka znad á zniknęła. Dwóch jego synów, a moi stryjków, zginęło walcząc o Polskę w latach 1919-20. On sam zaś, z pochodzenia pół-Czech, pół-Polak pochowany został na cmentarzu obrońców polskiego Lwowa. Był to ostatni tam pochówek w lipcu 1939 roku. Pięć lat później, gdy Lwów dogorywał, zdążyłem się tam jeszcze urodzić. Wychowałem się jednak już na Śląsku, nieświadom, że do rodzinnych stron pradziadków Vacláva i Františki mam tak blisko. Z czasem odkryłem tę tajemnicę. Dlatego śląsko – morawskie pogranicze od dawna mnie intryguje. Stąd też wziął się cykl reportaży w kilkunastu numerach Opolskiego Gościa Niedzielnego. Zebrane w jedno przy wsparciu Euroregionu Pradziad zamieniły się w dwujęzyczną, kolorową broszurę.
W jednym z tych reportaży wędruję grzbietem górskim rozdzielającym zlewisko morza Czarnego i Bałtyckiego. Góry te leżą teraz na terenie Republiki Czeskiej. Wzdłuż szlaku biegnącego hydrograficzną granicą stoją kamienne słupy. Po jednej stronie litery FL, po drugiej BB. Fürst Lichtenstein – Bistum Breslau. Breslau czyli Wrocław. Polityczna granica księstwa biskupstwa wrocławskiego była przez osiem wieków (do roku 1821) granicą metropolii gnieźnieńskiej! Ów górski grzbiet widzę z okna swojej plebanii położonej teraz w granicach Polski. Na 11 listopada wywieszę biało czerwoną flagę...
Te dwie migawki po cóż opowiedziałem? Dwie. A podobnych mogło by być, i bez wątpienia jest wiele. Widzianych ze Śląska Dolnego i Górnego, z Wileńszczyzny i z Kaszub, z Wielkopolski i Zaolzia, z Polesia i Łemkowszczyzny... Po cóż więc? Otóż po to, by uprzytomnić Czytelnikom, jak złożona rzeczywistość kryje się w słowie Polska. Płaszczyzn tej złożoności jest kilka. Jedna – geograficzna. Na nią nakłada się w postaci map i granicznych słupów, szlabanów i mostów płaszczyzna historyczna. Trzecią tworzy złożoność etniczna i kulturowa zarazem. W tym splot więzów i różnic rodzinnych. Wszystko splata się w niejednorodną jedność narodową. Można by pewnie inne jeszcze płaszczyzny nakreślić. Polityczną albo i ideologiczną. I gdzieś tam ponad czasem słychać pytanie Poety: „Polska? Ale jaka?”
Czy to wszystko znaczy, że lepiej nie pytać o nic, nie pytać o Polskę, a jeśli wygodniej w Chicago czy w Amsterdamie, to nogi za pas i w drogę? Uchowaj Boże! Bo całej tej wielowątkowej złożoności na imię Polska, a nie jest to bezładny kłąb jakichś historycznych okrawków, ale różnorodna jedność i narodu, i państwa, i kultury. W każdym jej punkcie mogę powiedzieć: jestem u siebie. A Brytyjczycy w swoim kosmopolitycznym Londynie od tygodnia już nie tacy kosmopolityczni. A my, czyli Polacy, już nie tak mile widziani. I pewnie nie jest to tylko przedwyborczy chwyt Camerona, ale tęsknota Brytyjczyków (czyli Anglików, Walijczyków, Szkotów), by to oni byli u siebie. Daj im Boże. A my – u siebie. Oczywiście, każdego dnia pytając z poetą: „Polska? Ale jaka?” Bo skoro tyle metamorfoz przeszła w ciągu tysiąca lat, to w jej zmienności musi być jakiś fundament, jakaś więź jedności. Jakaś „dusza”, która o jej tożsamości stanowi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.
Nie zapadła jeszcze decyzja dotycząca niedzielnej modlitwy Anioł Pański.
"Prezydent Trump kieruje się głębokim poczuciem odpowiedzialności za globalną stabilność i pokój".