Adopcja po katolicku

W Polsce w domach dziecka przebywa obecnie ok. 20 tys. dzieci. W ośrodkach adopcyjnych rodzice czekają w nieznośnie ciągnących się kolejkach, niektórzy nawet ponad rok. Adopcji w Polsce przeprowadza się zaś rocznie jedynie ok. 2,5 tys. Dlaczego? Co nie pozwala oczekującym rodzicom spotkać się z oczekującymi dziećmi?

Adopcja po katolicku To z myślą o tych wszystkich dzieciach – samotnych, w placówkach, w pogotowiach opiekuńczych – powstały Katolickie Ośrodki Adopcyjne. Adopcja po katolicku? Zdaniem Zofii Dłutek, polega ona przede wszystkim na działaniach w ramach prawa, a dodatkowo – jest to spojrzenie na dzieci i rodziców również od strony duchowej, pokazywanie, że „w dzieciach jest ten Pan Jezus, którego ci dorośli mają przyjąć”. Pierwsze Katolickie Ośrodki powstać mogły w Polsce oczywiście dopiero po 1989 r., ale ich geneza jest znacznie wcześniejsza. W istocie idea ośrodków adopcyjnych w Polsce, jeszcze w czasach komunistycznych, to idea w dużej mierze inspirowana i tworzona przez świecką działaczkę katolicką, Teresę Strzembosz. Teresa Strzembosz była jedną z wybitnych osób współtworzących zręby duszpasterstwa rodzin w powojennej Polsce. Już w latach 50. zainteresowała się sytuacją młodych dziewcząt przyjeżdżających do Warszawy w poszukiwaniu pracy i przy okazji „dorabiających się” dziecka. Widziała ich lęk przed powrotem do rodzinnego domu, samotność i bezradność. W 1958 r. zorganizowała dla nich „domek” w Chyliczkach pod Warszawą. Pierwsze katolickie ośrodki adopcyjne powstawały w Polsce od początku lat 90. w Łodzi, we Wrocławiu, w Opolu, a następnie w 1994 r. z inicjatywy bp. Kazimierza Romaniuka – w Warszawie. Obecnie jest ich ok. 20. Każdy jest placówką całkowicie niezależną. W latach 90. były wprawdzie próby tworzenia porozumienia katolickich ośrodków, nigdy jednak nie zyskało ono formalnych ram. Pierwsze kroki – Zgłaszają się do nas zwykle małżeństwa bezdzietne. Czasami takie, które mają już dziecko, ale nie mogą mieć kolejnego. Zdarzają się i tacy, którzy po prostu uważają, że mają tak udaną rodzinę i tak dobrze spełniają się w swoich rolach, że chcieliby podzielić się tym z dzieckiem, które jest pozbawione miłości – opowiada Zofia Dłutek. Ania i Krzysztof są rodzicami 5-letniej Marty, 3-letniego Stasia i 3- miesięcznej Basi. Na pierwszą adopcję zdecydowali się po 6 latach małżeństwa. – Nie mogliśmy doczekać się własnych dzieci, a czas płynął. Nigdy nie rozważaliśmy in vitro. Natomiast jeszcze przed ślubem rozmawialiśmy o tym, co będzie, gdy się okaże, że nie możemy mieć dzieci. Wtedy zdecydowaliśmy, że naszym rozwiązaniem będzie adopcja. To, że wcześniej byliśmy otwarci na taką opcję na pewno ułatwiło nam decyzję – opowiada Ania. Zaczęli od wizyty u znajomych. Poznali dwójkę ich adoptowanych dzieci i upewnili się, że całą procedurę da się przeżyć. – Ludzie często się boją, myślą, że dzieci adoptowane są jakieś inne, niebezpieczne, rogate. A to normalne, fajne dzieci, które się kocha jak własne. Warto o tym mówić, pokazywać – również w Kościele – pozytywne przykłady takich rodzin – stwierdza Ania. Kolejnym krokiem była już rozmowa w ośrodku. Ucho igielne Nie ma nic gorszego, niż sytuacja, gdy dziecko trafia do nieodpowiedniej rodziny. To często staje się źródłem tragedii dla wszystkich stron. Dlatego ośrodek adopcyjny musi być dla rodzin prawdziwym uchem igielnym, tak by już na wstępie wyłapać wszystkie potencjalne zagrożenia. Zgodnie z podstawowymi wymaganiami ośrodka rodzice muszą być małżeństwem z co najmniej 5-letnim stażem, z pełną zdolnością do czynności prawnych, z dobrym zdrowiem fizycznym i psychicznym, odpowiednimi dochodami, warunkami mieszkaniowymi i motywacją do przyjęcia dziecka. – Jeśli ktoś leczy się na raka albo na depresję – to nie jest czas na adopcję. Zarobki nie muszą być wysokie, ale powinny dawać możliwość pójścia na urlop macierzyński i niezwracania się do pomocy społecznej. Nie trzeba mieć domu z ogródkiem, ale małżonkowie muszą u siebie widzieć miejsce dla tego dziecka. To nie jest tylko kwestia metrażu. Bywają rodzice, którzy sami wychowywali się w jednopokojowym mieszkaniu i doskonale to sobie wyobrażają. Ale bywają i tacy, jak jeden pan, właściciel kamienicy, który zaproponował, że choć oni z żoną mieszkają na pierwszym piętrze, pokoje dla dziecka będą na trzecim. Miał przestrzeń, ale brakowało mu miejsca – wyjaśnia Zofia Dłutek. Ośrodek katolicki stawia rodzicom jeszcze dodatkowe wymagania: małżeństwo sakramentalne i to traktowane poważnie, a nie tylko jako formalność. Rodzice informowani są na wstępie, że elementem kwalifikacji jest to, na ile rodzina rzeczywiście wychowywać będzie dzieci w wierze. Wśród wymaganych dokumentów jest również opinia proboszcza. – To jest wielka odpowiedzialność! Tymczasem niekiedy proboszczowie wypisują, że małżonkowie są świetlanym przykładem wiary, chociaż nawet oni sami przyznają uczciwie, że do kościoła nie chodzą. Trudno jest poznać wszystkich parafian, ale ksiądz mógłby chociaż z tą jedną parą porozmawiać przez godzinę, zanim wypisze opinię, od której później też przecież coś zależy – mówi pani dyrektor.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 1 2 3 4 5 6
16°C Poniedziałek
rano
25°C Poniedziałek
dzień
26°C Poniedziałek
wieczór
23°C Wtorek
noc
wiecej »