Szczecin jest miastem wielu różnych uwarunkowań społecznych i kulturowych. Dziękuję jednak Bogu za trudny kontekst społeczny mojego pasterzowania. Dzięki temu moja posługa się pogłębia i staje się bardziej sensowna – mówi metropolita szczecińsko-kamieński.
- 21 lutego była nominacja Księdza Arcybiskupa, 4 kwietnia ingres do katedry w Szczecinie, a dzisiaj dopełnienie tego: nałożenie paliusza przez Benedykta XVI. Oczywiście jest to piękna uroczystość, łącząca Księdza Arcybiskupa z Kościołem powszechnym, w szczególności z Następcą Piotra. Co znaczy ten paliusz dla Księdza Arcybiskupa?
Abp A. Dzięga: Jest to przeżycie o bardzo głębokim walorze teologicznym i duchowym, nie kryję tego. W rzeczywistości tak to przeżywam: jako pogłębienie jedności z osobą Ojca Świętego. Ale też jako pogłębienie jedności z całym Kościołem powszechnym, co jest niezwykle ważne i dla metropolii, i dla archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Ale nie kryję, że i dla mnie osobiście. Ponieważ to daje nowy wymiar, nowy rys całemu posługiwaniu biskupiemu, w który od lat człowiek jest wdrożony, ale który poprzez taką uroczystość zyskuje nowy koloryt. Jakby te treści, które są zawarte od zawsze, ożywały na nowo, w pewnym sensie może nawet rozkwitały.
- Kiedy rozpoczynał Ksiądz Arcybiskup posługę w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, nie był to czas łatwy. Już w czasie ingresu ujmował się Ksiądz Arcybiskup za stoczniowcami. Później był list w obronie stoczni, z przesłaniem, że nie wolno pomnażać krzywd. Chodziło o ratowanie miejsc pracy. Jak obecnie wygląda tam sytuacja społeczna?
Abp A. Dzięga: Tak naprawdę sytuacje trudne są nam wszystkim potrzebne. Dlatego, że wiara i posługiwanie każdego duchownego właśnie w sytuacjach trudnych pogłębiają się i stają się bardziej sensowne. Dlatego ja w pewnym sensie mogę Bogu dziękować za taki kontekst rozpoczęcia mojej posługi pasterskiej w Kościele szczecińsko-kamieńskim. Bo jest to Kościół, który wymaga wyrazistości. On zresztą tą wyrazistością żyje od dziesięcioleci, a nawet od tysiąca lat, jeśli spojrzeć na to w szerszej perspektywie. Ma on swój własny rys, rys polskiej duchowości wpisanej w Pomorze Zachodnie. To cały czas jest tam obecne. Natomiast moje przyjście zbiegło się z pewną dyskusją społeczną, a także narastającymi trudnościami społecznymi i gospodarczymi w regionie, których symbolem jest Stocznia Szczecińska, zagrożona wtedy upadkiem. Tak zwana specustawa obowiązywała do końca maja. W końcu maja została ona jakby dopełniona. Stocznia została przekazana w inne ręce, sprzedana.
Natomiast wtedy, gdy ja wchodziłem w posługiwanie, napięcie sięgało zenitu. Napięcie, czy stocznia będzie stocznią, czy w ogóle ci, którzy decydują o jej losach, chcą rozmawiać z pracownikami, czy są na pewne propozycje otwarci, czy w ogóle szukają pewnych rozwiązań. Paradoksalnie, rzecz wyglądała po raz kolejny w Polsce tak, że ci, którzy odpowiadają za życie gospodarcze i którzy mają decyzje w swoim ręku, zachowywali się tak, jakby chcieli stać z boku, jakby nie chcieli się angażować. A pracownicy po raz kolejny zaczynali zgłaszać postulaty i wskazywali kierunki ratowania stoczni. To jest pewien paradoks polskich dziejów ostatnich dziesięcioleci. Jeszcze przed ingresem odprawiłem Mszę św. w przystoczniowym kościele św. Stanisława, gdzie zawsze było duszpasterstwo stoczniowców. W ten sposób chciałem dać pewien sygnał i poprosić o modlitwę w intencji stoczni i stoczniowców.
W rzeczywistości stocznia jest pewnym symbolem, bo problem dotyka nie tylko jej. Problem dotyka całego regionu. To jest kwestia i innych zakładów pracy, na czele z Policami. To jest też kwestia sytuacji w porcie morskim w Szczecinie. To jest kwestia gospodarki, która w Szczecinie żyje morzem i z morza. I gdy tak prowadziłem rozmowy i nasłuchiwałem, okazało się, że głównym problemem Szczecina jest problem decyzji o pogłębieniu toru wodnego, którym przedłuża się obszar morski aż do samego Szczecina. Bo Szczecin jest odległy od morza o kilkadziesiąt kilometrów, ale zawsze miał status miasta morskiego. A ten tor wodny się zamula, czyli spłyca. I wystarczy nie pogłębiać go jeszcze przez jakiś czas, a miasto straci status miasta morskiego. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy to jest kwestia kilku, kilkunastu, a może 20 czy 30 lat. Aczkolwiek są pewne prognozy, mówiące, że jest to kwestia 5, 10 lat. Pociągnie to za sobą upadek stoczni, żeglugi morskiej i portu. To jest w rzeczywistości problem Szczecina i jego tożsamości gospodarczej. A z tym jest związana kwestia druga.
Z pewnym zdziwieniem patrzę, że rządzący Polską postępują tak, jakby albo nie rozumieli, albo nie chcieli rozumieć wartości tego regionu dla Polski. Odnosi się wrażenie, że po drugiej wojnie światowej, za komunizmu lepiej rozumiano, że jest to region ważny, że musi być gospodarczo silny i społecznie stabilny, że tam trzeba inwestować, że jest to miejsce, na którym się opiera polskość. Polskość musi tam mieć pewną stabilizację, zakorzenienie. A w tej chwili można odnieść wrażenie, że rządzący jakby odwracali się plecami do tego regionu: niech sobie radzi sam. A on sobie sam nie poradzi. Stąd jest też moje zaskoczenie tą obserwacją. I dlatego też ta sprawa stoczni stała się symbolem. Rzeczywiście próbowałem się w to zaangażować, od strony duszpasterskiej, oczywiście, bo cóż więcej możemy. Stawiałem pytania: publicznie, z ambony, ale też prywatnie. Prosiłem o modlitwę za stoczniowców i za całą sytuację narastającego bezrobocia w regionie, i o to, żeby rządzący Polską czuli odpowiedzialność za ten region.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.