O ich powstaniu myślał już przed wojną kardynał August Hlond. Zamiar Prymasa wypełnił po jego śmierci ojciec Ignacy Posadzy. Siostry Misjonarki Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej posługują na kilku kontynentach.
„Jezu Chryste, Ty znasz los wszystkich emigrantów. Prosimy, by nasi bracia rozproszeni po całym świecie, nie oddalali się od Ciebie i od Twego Kościoła” – taką modlitwę za Polaków na obczyźnie Misjonarki Chrystusa Króla odmawiają codziennie w kilkudziesięciu domach zgromadzenia w różnych zakątkach świata.
– Naszym powołaniem jest troska o zbawienie naszych rodaków, którzy żyją z dala od ziemi ojczystej i praca apostolska wśród nich – tłumaczy matka Edyta Rychel, przełożona generalna Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. 14 lipca zgromadzenie świętować będzie w swojej głównej siedzibie w Poznaniu-Morasku 50-lecie działalności. Ich założyciel, ksiądz Ignacy Posadzy jest kandydatem na ołtarze.
Jubileusz mógł być większy
Chociaż wspólnota obchodzi złoty jubileusz, jej historia rozpoczyna się w latach międzywojennych. W 1932 roku kardynał August Hlond zakłada Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. Chrystusowcy mają nieść polskim emigrantom Ewangelię oraz pielęgnować wśród nich język ojczysty i kulturę. Bo jak mawiał Prymas Hlond: „Na wychodźstwie polskie dusze giną”.
Pierwszym przełożonym Chrystusowców Prymas mianuje księdza Posadzego, poznańskiego kapłana diecezjalnego. Trzydziestokilkuletni duchowny był obyty w świecie i zetknął się z niedolą rodaków, którzy wyemigrowali za chlebem. Jak mało kto nadawał się na organizatora nowej wspólnoty. Niedawno w Poznaniu zakończył się jego diecezjalny proces beatyfikacyjny.
Wróćmy do lat 30. ubiegłego wieku. Ksiądz Posadzy, który wstępuje do nowego zgromadzenia i zostaje zakonnikiem, zabiera się ostro do pracy. Jeszcze przed wojną pierwsi Księża Chrystusowcy wyjadą na zagraniczne misje. Ich rozwój przerwie na jakiś czas wybuch wojny. Dziś pracują wśród Polaków na sześciu kontynentach.
Co wspólnego mają narodziny Chrystusowców z Siostrami Misjonarkami? – Bo kardynał Hlond wspominał, że żeńskie zgromadzenie może odegrać piękną rolę w pracy apostolskiej na emigracji – mówi matka Edyta. – A z chrystusowcami łączy nas charyzmat i wynikająca z niego misja.
Kto wie, czy gdyby nie wybuch wojny, Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla nie świętowałoby dziś na przykład 70-lecia? Matka Edyta mówi, że jest to możliwe.
Dla władz miały być Felicjankami
O nowym zgromadzeniu żeńskim ksiądz Posadzy mówi oficjalnie w 1951 roku, na pierwszej Kapitule Generalnej Towarzystwa Chrystusowego. Ale czasy są nieodpowiednie. W Polsce trwa stalinizm – władze usuwają religię ze szkół, odbierają zakonom szkoły, szpitale, konfiskują klasztory. Za dwa lata komuniści aresztują kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Myślenie w tych realiach o nowym zakonie musiało być dla wielu utopią. Ale ksiądz Posadzy potrafił wybiegać daleko w przyszłość. – Wierzył, że złe czasy muszą kiedyś przeminąć – powtarza ksiądz Bogusław Kozioł, postulator procesu beatyfikacyjnego ojca Ignacego.
W 1956 roku skończył się w Polsce stalinizm i zelżała polityka antykościelna. Dwa lata później ojciec Posadzy umieszcza pierwsze kandydatki do nowego zgromadzenia w klasztorze Sióstr Salezjanek w Rokitnie, gdzie znajduje się słynne sanktuarium maryjne, by mogły odbyć roczny kurs katechetyczny. Latem 1959 roku przyjmuje 17 aspirantek do nowego zgromadzenia.
By ominąć zakaz tworzenia nowych wspólnot, Posadzy posłużył się fortelem – poprosił Siostry Felicjanki, by ukryły nową wspólnotę pod swoim szyldem. Siostry podawały w sprawozdaniach do Urzędu do Spraw Wyznań nową wspólnotę w spisie swoich domów jako Misjonarki-Felicjanki.
Ochrona budynku oddała w kierunku napastników strzały ostrzegawcze.
Zawsze mamy wsparcie ze strony Stolicy Apostolskiej - uważa ambasador Ukrainy przy Watykanie.
19 listopada wieczorem, biskupi rozpoczną swoje doroczne rekolekcje.
Konferencja odbywała się w dniach od 13 do 15 listopada w Watykanie.
Minister obrony zatwierdził pobór do wojska 7 tys. ortodoksyjnych żydów.