"Gdybyśmy zrezygnowali z pensji, nie mielibyśmy środków do życia, nie da się pogodzić całego etatu w szpitalu z posługą na parafii" – powiedział w rozmowie z KAI ks. Mariusz, kapelan z warszawskiego szpitala na Banacha.
Dzisiejszy „Dziennik” napisał, że SLD chce, by kapelani szpitalni zrezygnowali z pensji na czas kryzysu. Argumentują to tym, że ksiądz zarobi w parafii. Gazeta przytacza też kwoty, jakie rzekomo zarabiają kapelani – 4-5 tys. zł.
„To kosmiczna suma, nie słyszałem, by któryś z kapelanów tyle zarabiał, nasze pensje są porównywalne z pensjami pielęgniarek” – prostuje ks. Mariusz.
Kapelan podkreśla, że kapelani są w szpitalu od rana do wieczora, w soboty i w niedziele, często też są wzywani w nocy. W umowie przysługują im 2 wolne dni w tygodniu, ale mają jeden dzień, jeśli się uda. „Cały czas jesteśmy przywiązani do szpitala, odpowiadamy na dodatkowe wezwania od rodziny, numer wisi przy kaplicy szpitalnej” – mówi ks. Mariusz. „Każdy telefon to dla nas alarm. To służba nieustanna, także poza godzinami pracy zapisanymi w umowie. To ciężka służba, absorbująca, ale piękna, kapłańska” – dodaje.
W szpitalu na Banacha zatrudnionych jest dwóch kapelanów – mają pod opieką 1600 pacjentów, ale także ich rodziny. Oprócz sprawowania mszy, spowiedzi, udzielania sakramentów, asystowania przy śmierci, księża rozmawiają z pacjentami i ich rodzinami, którzy potrzebują otuchy i pocieszenia. „O rozmowę proszą też osoby niewierzące, a czasem trzeba po prostu posiedzieć przy starszej, samotnej osobie” – opowiada kapelan.
Nie da się połączyć pracy kapelana z posługą w parafii, przy której księża mieszkają. „Gdybyśmy zrezygnowali z pensji, nie mielibyśmy środków do życia” – podkreśla ks. Mariusz.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.