Bądźmy gotowi na męczeństwo – powtarzał każdego dnia kapelan misjonarek miłości. Zamordowane w Jemenie siostry nie były przypadkowymi ofiarami. Były celem. Mówi o tym świadectwo ocalonej z masakry.
To było dokładnie dwa tygodnie temu. Też był piątek Wielkiego Postu. Po porannej Eucharystii siostry, jak zawsze, adorowały Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie po czym, jak zawsze, poszły do swych podopiecznych i, jak zawsze, zaczęły ich myć i podawać im śniadanie. O tych najprostszych posługach, przy których zastała je śmierć, świadczą zakrwawione niebieskie fartuchy przepasane na białe zakonne sari, widoczne na zdjęciach z masakry. Ta wierność w małych rzeczach kosztowała misjonarki życie.
Opowiada o tym we wstrząsającym świadectwie siostra Sally, jedyna z misjonarek miłości, która przeżyła masakrę. Oprawcy którzy wtargnęli do domu opieki dokładnie wiedzieli przy jakich posługach zastaną siostry. Wiedzieli też, że jest ich pięć. Przełożonej, która zaalarmowana okrzykami schroniła się w chłodni, poszukiwali jeszcze długo po masakrze. Zajrzeli nawet do jej kryjówki, ale jej nie zauważyli. Wśród dwunastu zamordowanych współpracowników pięciu było chrześcijanami. „Słyszałam z daleka jak nasi muzułmańscy podopieczni błagali terrorystów, by oszczędzili siostry. Odpowiedzią były strzały” – wspomina ocalona.
Gdy islamiści wtargnęli do klasztoru, przy którym był dom opieki, ks. Tom modlił się w kaplicy. Ledwo zdążył spożyć konsekrowane hostie, gdy islamiści wywlekli go na zewnątrz. Od tej chwili nie ma o nim wieści. Jego ciała nie było wśród ofiar zamachu. Czy jeszcze żyje? Tego wciąż nie wiadomo. Islamiści obrócili kaplicę w proch. „Zniszczyli figurę Matki Bożej, krzyż, ołtarz, tabernakulum, księgi liturgiczne i Biblie” – wspomina siostry Sally. I dodaje: „Ks. Thom powtarzał każdego dnia: «Bądźmy gotowi na męczeństwo»”. Gdy na miejsce tragedii dotarła policja ocalona misjonarka miłości chciała pozostać ze swymi podopiecznymi. Nie pozwolono jej na to w obawie, że oprawcy wrócą, by dokończyć swe dzieło.
Siostra Sally czuje się winna, że ocalała. Siostra Rio, która spisała jej świadectwo mówi, że stało się tak, by mogła zaświadczyć o męczeństwie. „W czasie tych lat wojny siostry mogły zginąć wielokrotnie, Bóg jednak chciał, by było jasne, że zostały zabite za wiarę” – podkreśla ocalona. I dodaje: „Modlę się, by ich krew była ziarnem pokoju dla Bliskiego Wschodu i powstrzymała działania Państwa Islamskiego”.
W swym ostatnim liście zamordowane siostry pisały: „Na jak długo wystarczy żywności i wody dla naszych podopiecznych? Bóg nie może przestać być hojnym, dopóki trwamy w Nim i przy najuboższych. Nasi podopieczni to ludzie starzy, upośledzeni fizycznie i umysłowo, niewidomi. Razem z nimi żyjemy i razem z nimi umrzemy. Kiedy bombardowania stają się ostrzejsze, klękamy przed Najświętszym Sakramentem, prosząc Jezusa Miłosiernego, by strzegł nas i naszych podopiecznych”.
Te męczennice miłości, jak nazwał je Franciszek, nie trafiły na czołówki gazet, ich męczeństwo nie stało się newsem. Stały się też ofiarami naszej obojętności, niezainteresowanej tym, że każdy upływający dzień powiększa listę współczesnych męczenników, a my nie wydajemy się być zainteresowani tym, by pomóc naszym współbraciom w dźwiganiu krzyża prześladowań. Mimo doznanej tragedii, toczącej się wojny i wzrostu islamskiego terroru misjonarki pozostały w Jemenie, ponieważ, jak zawsze, chcą służyć swym podopiecznym. Jak zawsze - ze względu na miłość do Chrystusa. Jak zawsze – za cenę wierności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.