Reklama

Kups o zajściu w Afganistanie

W sprawie ataku talibów, w którym zginął polski żołnierz w Afganistanie, jest zbyt wiele niewiadomych, co nie pozwala na jednoznaczną ocenę sytuacji - uważa b. żołnierz jednostek specjalnych mjr Arkadiusz Kups. Jego zdaniem akcja ewakuacji żołnierzy wygląda jednak na chaotyczną.

Reklama

"Tu jest zbyt wiele rzeczy niewiadomych: kto dowodził, kto przeprowadzał ewakuację, czy była ona realizowana środkami powietrznymi, jak to się stało, że nikt nie sprawdził stanów osobowych, kto kogo ubezpieczał? Bo to nie jest tak, że na wojnie jest sobie żołnierz i on sobie strzela - on działa w parze, para działa w drużynie, w zespole i tak naprawdę każdy odpowiada za plecy swojego partnera" - powiedział w rozmowie z PAP Kups.

"Jeżeli mówimy o ewakuacji, to zasady są jednoznaczne - nie zostawia się rannych i nie zostawia się zabitych, chyba że sytuacja jest aż tak niebezpieczna" - dodał.

Kups zaznaczył ponadto, że Polacy nie byli jednorodnym pododdziałem. "Kiedy jest jednorodny pododdział, wiadomo, kto dowodzi. Nie wiadomo, czy łączność między Afgańczykami, Polakami i innymi nacjami była kompatybilna, czy podstawowa znajomość języka pozwalała na płynne dowodzenie" - powiedział. "Nie chciałbym wypowiadać się zbyt pochopnie, ale dla mnie to pachnie trochę chaosem" - dodał.

Dla Kupsa nie ulega też wątpliwości, że zasadzka na siły sojusznicze doszła do skutku, ponieważ "ktoś zdradził". "Jeżeli pododdział stuosobowy wpada w zasadzkę, to zasadzka musiała być doskonale przygotowana" - wyjaśnił.

Według Kupsa na pewno został też popełniony "jeden zasadniczy błąd taktyczny". "W tego typu działaniach unika się dużych zgrupowań, unika się afiszowania. Im większy przeciwnik, tym jest mniej ruchliwy, mniej elastyczny i łatwiejszy do trafienia i zniszczenia. Zaczyna to coraz bardziej przypominać Wietnam albo działania Rosjan w Afganistanie" - ocenił.

Według niego obecne działania w Afganistanie "prowadzą donikąd i zwiększanie kontyngentu przy obecnej taktyce nie prowadzi do niczego dobrego", a na pewno "niczego nie zmieni".

"Mówi się o tym, żeby wytrzymać do sierpniowych wyborów w Afganistanie (prezydenckie i do rad prowincji - PAP). W moim przeświadczeniu te wybory niczego nie zmienią - dlatego że sytuacja ani polityczna, ani sytuacja wojskowa nie ulegnie zmianie" - ocenił Kups.

"My coraz bardziej jesteśmy postrzegani jako bliscy sojusznicy Amerykanów, a Amerykanie są postrzegani w Afganistanie w jak najgorszy sposób. Oni mają całkiem inną strategię podejścia do Afgańczyków niż my. My budujemy szkoły, studnie, pomagamy im żywnościowo, a Amerykanie palą uprawy maku i wszędzie widzą zagrożenie" - dodał.

"Na Afganistanie połamali sobie zęby Brytyjczycy, połamali sobie zęby Rosjanie, a teraz łamiemy sobie my. Myśmy zabrnęli w ślepy zaułek. Trzeba jeszcze zadać sobie pytanie, czy stać nas na to?" - podkreślił Kups, nawiązując do faktu, że Polska wystawia do sił ISAF jeden z liczniejszych kontyngentów.

W poniedziałek w dystrykcie Ajiristan w prowincji Ghazni doszło do ataku talibów na liczący kilkadziesiąt osób pieszy patrol, w składzie którego byli polscy i afgańscy żołnierze. Czterech naszych wojskowych zostało rannych, jeden - kpt Daniel Ambroziński, początkowo uznawany za zaginionego - zginął. Jego ciało znaleziono we wtorek nad ranem.

 

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
5°C Wtorek
noc
4°C Wtorek
rano
6°C Wtorek
dzień
6°C Wtorek
wieczór
wiecej »

Reklama