Gdy niespełna tydzień temu komentowałem wspólne oświadczenie przewodniczących konferencji episkopatu Polski i Niemiec, zabrakło mi odwagi. Zdobyłem się tylko na enigmatyczne sformułowanie „Myślę, że wypracowana przez Kościół katolicki w Polsce bardzo trudna i wymagająca formuła ‘Przebaczamy i prosimy o przebaczenie’ znajdzie jeszcze niejeden raz zastosowanie”. Nie starczyło mi odwagi, aby napisać wprost, że podobny dokument powinien powstać również po polsku i po rosyjsku. Wydawało mi się w kontekście medialnych doniesień, że jest o wiele za wcześnie na formułowanie wprost takich oczekiwań.
Odwagi nie zabrakło arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Henrykowi Muszyńskiemu. Komentując opublikowany w przeddzień siedemdziesiątej rocznicy wybuchu II wojny światowej list premiera Rosji Władymira Putina do Polaków, metropolita gnieźnieński złożył bardzo ważną deklarację. Pytany o szanse na opracowanie przez Kościół w Polsce i Kościół prawosławny w Rosji wspólnego dokumentu o pojednaniu na wzór zaprezentowanego niedawno oświadczenia biskupów polskich i niemieckich, abp Muszyński odpowiedział co prawda, że nie wie, czy i kiedy taki dokument powstanie, ale dodał: „Wiem, że jest to potrzebne, by nie powiedzieć konieczne. Przyszłość idzie w tym kierunku, nie tylko dlatego, że nie ma alternatywy, ale dlatego, że jest to jeden z istotnych postulatów chrześcijańskiego życia”.
Watykański dziennik „L'Osservatore Romano” w numerze na tegoroczny 1 września przyniósł szokujące stwierdzenie. W rozmowie z włoskim historykiem i publicystą Ernesto Galli della Loggia znalazł się pogląd, że II wojna światowa trwała pięćdziesiąt lat, że zakończyła się dopiero w roku 1989. Jego słowa współbrzmią z tym, co w 70 rocznicę ataku Niemiec na Polskę prezydent RP Lecha Kaczyński. Podczas porannych uroczystości na Westerplatte powiedział: „Polska tej wojny niestety nie wygrała, stała się ofiarą komunistycznego systemu”.
Abp Muszyński w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej powiedział, że uczciwe rozliczenia to sprawa historyków, ale pojednanie i przezwyciężenie przeszłości jest przede wszystkim procesem moralnym, ponieważ pokój zaczyna się w sercach ludzkich, o czym dobrze wiedzą Kościoły. „Pojednanie jest posłannictwem Kościołów. Z zadowoleniem witam gesty polityków. Wolałbym jednak, gdyby wychodziły wcześniej ze strony Kościoła, gdyż takie jest nasze szczególne, chrześcijańskie posłannictwo. Jestem przekonany, że owe polityczne gesty spotkają się z odpowiednim odzewem z polskiej strony” - stwierdził metropolita gnieźnieński i podkreślił, że w kwestii pojednania polsko-rosyjskiego „trzeba być realistą”. Nie sposób się z abp Muszyńskim nie zgodzić. Ale realizm nie wyklucza odwagi.
Relacjonowane przez media wydarzenia ostatnich dni dowodzą, że w wielu rosyjskich i polskich sercach i umysłach wojna nadal trwa. O wiele dłużej, niż pięćdziesiąt lat. To tam musi się najpierw zakończyć.
W 1965 Kościołowi katolickiemu w Polsce nie zabrakło odwagi, aby napisać do Niemców list ze słowami przebaczenie i z prośba o przebaczenie. Dzisiaj, po latach, widać jak wiele dobra ten - wówczas wydawałby się nie na miejscu - gest, przyniósł. Widać, jak profetyczna była wówczas ta odwaga polskich biskupów.
Oczywiście, byłby idealnie, gdyby to ze strony żyjących w Rosji chrześcijan wyszedł pierwszy mocny impuls do pojednania. Ale być może trzeba znów pójść podobną drogą, jak w roku 1965. Tamten list powstał 20 lat po upadku nazistowskich Niemiec. Może trzeba się zdobyć na odwagę i dwadzieścia lat po upadku systemu komunistycznego, znów powiedzieć „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, tym razem kierując się na wschód, skąd został nam narzucony?
Z pewnością ma rację abp Henryk Muszyński, że w relacjach polsko-rosyjskich skonkretyzowanie proporcji za co przepraszać, tak jak w przypadku listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, będzie bardzo trudne. Ale czy niemożliwe? Przede wszystkim dla chrześcijan? Przecież dla Boga nie ma nic niemożliwego.