Do Izraela jadę głównie ze względu na język, ale też szukałem takiego miejsca, gdzie mogę się zetknąć z judaizmem w myśl hasła: „Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm” – powiedział ks. dr Romuald Jakub Weksler-Waszkinel w rozmowie z KAI.
KAI: Nie namawiano Księdza wcześniej do powrotu do Izraela?
- Ludzie ze świata żydowskiego pytają mnie nieraz: „Dobrze, nie wiedziałeś wcześniej, ale teraz wiesz, co ty jeszcze tam robisz?”. Odpowiadam, że nic złego nie zrobiłem. Nic, poza wielką miłością do Żydów, o co mają pretensje niektórzy chrześcijanie.
Moja sprawa jest zupełnie inna niż o. Rufeisena i ks. Pawłowskiego. Oni znali swoje korzenie i świadomie i dobrowolnie poprosili o chrzest. Ja świadomie i dobrowolnie o chrzest nie prosiłem, co nie znaczy, że mogę się teraz wyprzeć Chrystusa. Tego nie mogę zrobić, chociażby ze względu na słowa mojej rodzonej matki. Musiałbym przekreślić całe swoje życie. Mama była syjonistką i ateistką, choć może właśnie dlatego to wyprorokowała. Wierząca Żydówka nigdy by nie powiedziała, że syn będzie księdzem. Użyła takich argumentów, żeby moja przyszła polska mama nie sprzeciwiała się i mnie wzięła.
Kiedy się o tym dowiedziałem, byłem przede wszystkim bardzo szczęśliwy, że te słowa mojej mamy wypełniłem. Polscy rodzice wcale mi nie sugerowali pójścia do seminarium, a ojciec nawet bardzo tego nie chciał. Myślę nawet, że umarł z powodu przeżyć, jakie temu towarzyszyły. Przyjechał przecież do mnie do seminarium i płakał. Nie wiedziałem wtedy, o co chodzi. Znał słowa mojej mamy, ale mi ich nie powtórzył. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Miałem 17 lat. Przy mojej wrażliwości nie wiem, czy bym nie skończył w zakładzie psychiatrycznym. Tego wieczoru 23 lutego 1978 r. zapytałem „Mamo, dlaczego dopiero teraz”. Odpowiedziała: „Bo teraz można ci powiedzieć, bo ty się zmieniłeś. Teraz możesz to znieść”. To była naprawdę bardzo mądra kobieta. Proszę zobaczyć: moim największym profesorem była analfabetka, gdyż największa mądrość pochodzi od Boga, a nie z wyczytanych książek.
KAI: Czy ktoś odradzał Księdzu wyjazd lub żałował, że Ksiądz wyjeżdża?
- Takich ludzi było bardzo wielu. Było to dla mnie bardzo krzepiące, otrzymałem wiele telefonów i e-maili, wiele osób pytało: „A my? Co z nami? Dlaczego Ksiądz nas opuszcza?”. Chcę powiedzieć, że nikogo nie zostawiam. Niektórzy krzyczą na mnie i się denerwują, dlaczego to robię. Myślę, że wokół mojego wyjazdu zrobiło się trochę niepotrzebnego zamieszania. Biorę paszport i jadę. Nikt z Kościoła w Polsce mnie nie potrzebuje. Gdyby biskup powiedział mi, że tu jestem bardziej potrzebny, to bym wtedy nie pojechał.
KAI: Jest Ksiądz kapłanem archidiecezji warmińskiej. Arcybiskup nie chciał Księdza zatrzymać?
Metropolita warmiński abp Wojciech Ziemba jest moim kolegą kursowym i cieszę się jego przyjaźnią. Niestety, nie dostałem propozycji pozostania. Ostatnio swoje wszystkie kazania kończę zdaniem: „Bądź Wola Twoja”. Chciałby, aby mój wyjazd do Izraela był realizacją woli Bożej.
KAI: Nie zaproszono Księdza nigdy do żadnych kościelnych gremiów zajmujących się dialogiem katolicko-żydowskim?
- Niestety nie i to mnie boli. W Polsce nikt nigdy nie powiedział mi, że robię coś dobrze czy źle. Po prostu w tym aspekcie w Kościele mnie nie było. Niektórzy mówią, że Kościół to ludzie i Chrystus. Wiemy to, ale Kościół to też biskupi. Bez biskupa nie ma księdza. To biskup wyświęca kapłana, opiekuje się nim i mówi czasami: „Dobrze robisz”, albo „Hejże, popraw się!”. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mnie biskup zaprosił i powiedział: „Stary, uspokój się, przesadzasz w tym, co robisz”. Wtedy byśmy porozmawiali. Uważam, że nigdy nie przesadzałem, ja po prostu często wykrzykuję naukę Kościoła, tyle że ten mój krzyk jest porywaniem się „z motyką na antysemityzm”.
KAI: Może też w jakieś mierze wypełnia Ksiądz wolę swoich żydowskich rodziców, którzy byli syjonistami...
- Wspomniałem o tym, prosząc o aliję, o prawo „powrotu do kraju przodków”. Proszę przez to nie rozumieć, że ja bardziej wolę Izrael od Polski. Nie. Uważam, że jako Żyd z urodzenia mam prawo także do obywatelstwa izraelskiego. Mam je ze względu na moich rodziców Jakuba i Batię i ich poglądy. Moja matka była zaangażowaną syjonistką. Przed wojną moi rodzice myśleli o wyjeździe do Palestyny i zbierali na to pieniądze. Ich marzenia spłonęły w Sobiborze. Mówiąc po żydowsku jest to część mojego dziedzictwa, ale też tam jest moje dziedzictwo chrześcijańskie. Jako chrześcijanie też narodziliśmy się na Górze Synaj. Mówi o tym śpiewany w naszym Kościele Psalm 97: „Słyszy o tym i cieszy się Syjon i radują się córki Judy z Twoich wyroków, o Panie!”
Wątek syjonizmu, czyli powrotu po tylu latach na swoją ziemię, też odgrywa w moim wyjeździe pewną rolę. Kiedy mówię „swoją ziemię”, to chcę powiedzieć, że „Pańska jest ziemia i wszystko, co ją napełnia”. Dlatego absolutnie jestem za tym, aby z tamtej ziemi nikt nikogo nie wypędzał. Uważam, że jest tam miejsce dla wszystkich: dla wyznawców judaizmu, chrześcijan i muzułmanów. A jeżeli chcą tam przyjechać buddyści, to niech przyjeżdżają.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.