W Lublinie rozprowadzane są lalki i torby uszyte przez czeczeńskich uchodźców przebywających na dworcu w Brześciu. Dochód z ich sprzedaży przeznaczony zostanie na wsparcie tych ludzi.
Na granicy między Polską a Białorusią w Brześciu od pół roku koczują setki Czeczenów. To głównie rodziny z małymi dziećmi. Próbują przedostać się do naszego kraju. Niewielu z nich się to udaje.
- Dramat tych ludzi polega na tym, że choć Polska podpisała Konwencję genewską, to oni jednak do Polski nie są wpuszczani - mówi ks. Mietek Puzewicz zaangażowany w pomoc uchodźcom w Brześciu. - Rodziny tam przebywające nie mają pieniędzy na jedzenie ani na leki - dodaje.
Od dłuższego czasu czeczeńskie rodziny przebywającymi na dworcu w Brześciu wspiera lubelski oddział Centrum Wolontariatu. Jakiś czas temu jedna z wolontariuszek Marina Hulia, która zainicjowała dworcową szkołę dla czeczeńskich dzieci i specjalną szkołę dla ich mam, wpadła na pomysł, by kobiety, które tam przebywają szyły lalki.
- One te lalki produkują, a potem wolontariusze przywożą je do Polski i je rozprowadzają - opowiada ks. Mietek. - Pieniądze ze sprzedaży lalek wracają później do uchodźców, by ci mogli kupić jedzenie, ubrania czy potrzebne leki.
Czeczeńskie lalki przeszło tydzień temu gościły w Warszawie. Udało się sprzedać wszystkie. W Lublinie rozprowadzane były wczoraj w Domu Kultu LSM, po kameralnym koncercie z cyklu „Bo piękno na to jest, by zachwycało…” pod dyrekcją Teresy Księskiej-Falger.
- Lalki są piękne, ale nie o urodę w nich chodzi - podkreśla pani Olga, która zdecydowała się wesprzeć uchodźców. - My, jako chrześcijanie, musi starać się pomagać potrzebującym na tyle, na ile możemy. Ja mogę kupić lalkę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.