- Co są warte wszystkie moje prawa, jeśli nie mam prawa do życia? - pytała Rebecca Kiessling na ostatnim spotkaniu w Polsce. W Domu Kultury w Łomiankach zgromadziło się blisko 200 słuchaczy.
Działaczka pro life z USA odwiedziła podwarszawskie Łomianki. - Nie zostałam zabita dzięki postawie ludzi, którzy kiedyś zdecydowali się mnie bronić, bo wiedzieli, jak cenne jest życie. To aktywiści, wyborcy i twórcy prawa. Jestem im wdzięczna. Ludzie będący w 100 proc. za życiem są moimi bohaterami - mówiła mecenas Kiessling, która została poczęta w wyniku brutalnego gwałtu, a po porodzie oddana do adopcji. - Kiedy ktoś chce wyjątków aborcyjnych, to tak jakby uznawał, że dziecko w łonie matki zasługuje na karę śmierci za przestępstwo swojego ojca - przekonywała.
Podważyła argumenty tzw. działaczy na rzecz praw kobiet. - Zdarza się, że po moich wykładach na uniwersytetach podchodzi do mnie ktoś i, patrząc mi prosto w oczy, mówi: "Twoja matka powinna cię usunąć". I mówi to do mnie, do kobiety. A przecież osoby walczące o prawo do aborcji przekonują, że robią to w trosce o prawa kobiet. Czujecie tę miłość w powietrzu? Co są warte wszystkie moje prawa, jeśli nie ma prawa do życia? W tej sytuacji one są całkowicie bez wartości. Tak o mnie dbają, że chcą pozbawić mnie prawa głosu - mówiła. Wyjaśniała, co znaczy być prawdziwym zwolennikiem praw kobiet. - Bronić kobiet to bronić prawa do życia. Przemoc w postaci gwałtu nie może być leczona przemocą w postaci aborcji - przekonywała.
Zachęcała, by w każdej sprawie dotyczącej zabijanego dziecka widzieć człowieka. - To są przecież konkretne osoby. Z twarzą, imieniem i nazwiskiem. Każde nienarodzone dziecko powinno mieć takie same możliwości - mówiła. Podkreślała, jak ważna jest sprawa obowiązującego prawa. - Zwolennicy aborcji mówią mi, że moja mama powinna mieć wybór. Gdyby go miała, zabiłaby mnie. Sama mi powiedziała, że gdyby w stanie Michigan aborcja była legalna, dokonałaby jej. Dwa razy próbowała zrobić to nielegalnie. Za pierwszym razem uciekała od lekarza ze względu na brak higienicznych warunków w gabinecie. Za drugim razem miała zostać z zamkniętymi oczami wywieziona do nieznanego miejsca, a po wszystkim odstawiona z powrotem. Gdy siostra mamy z wątpliwościami i w trosce o jej zdrowie zatelefonowała do lekarza, ten zwymyślał ją od idiotek, ale ciągle proponował swoje usługi. Pośrednikiem w tej transakcji był doradca przysługujący ofiarom gwałtu, przydzielony mamie w sądzie. Oferował jej taką "pomoc". Nic innego - mówiła Rebecca.
Zauważyła, że żyje dzięki temu, iż urodziła się 3 lata przed tym, jak przypadek zgwałconej w Stanach Normy McCorvey stał się powodem orzeczenia przez Sąd Najwyższy legalności aborcji przez cały okres ciąży. - Norma była lepiej znana pod pseudonimem "Jane Roe". Stała się twarzą ruchu aborcyjnego w USA, chociaż sama aborcji nigdy nie dokonała tylko dlatego, że jej sprawa przeciągała się w sądzie i nie zdążyła. Przyznała, że to adwokaci i zwolennicy aborcji nakłonili ją do twierdzenia, że stała się ofiarą zbiorowego gwałtu, by "zmiękczyć" opinię publiczną i sąd. Pracowała w klinice aborcyjnej, ale zmieniła zdanie i ostatecznie opowiadała się za życiem. Na studiach prawniczych bardzo często omawialiśmy jej przypadek. Spotkałyśmy się, gdy byłam w 9. miesiącu ciąży. Była wtedy już ze mną moja biologiczna mama. Norma wyznała, że urodziła córkę. Nie możemy zapominać, że mówiąc o aborcji, mówimy o konkretnych ludziach - zaapelowała po raz drugi R. Kiessling.
Przypomniała też historię swojego życia. - O okolicznościach poczęcia dowiedziałam się po uzyskaniu pełnoletności na podstawie informacji z sądu. Odnalazłam moją biologiczną mamę. Zadzwoniłam do niej, a ona ze szczegółami opowiedziała mi o gwałcie. Był to atak bardzo brutalny, dokonany przez seryjnego gwałciciela. Poczułam się totalnie bezwartościowa. Byłam przekonana, że muszę udowodnić światu swoją godność. Jako młoda dziewczyna wchodziłam w różne związki z poczuciem, że powinnam być wdzięczna, iż mnie w ogóle ktoś chce. Myślałam, że moja biologiczna mama mnie nienawidzi, bo przecież ten gwałt to była najgorsza rzecz, jaka ją w życiu spotkała. Przed naszym pierwszym spotkaniem dostałam od niej list, który zaczęła słowami: "Moja najdroższa Rebecco". Przyznała w nim, że zawsze byłam w jej myślach i sercu, szczególnie w lipcu. Dodała, że tylko wielka miłość do mnie pomogła jej czekać 19 lat na nasze spotkanie. Poznałam też moich przyrodnich brata i siostrę. Mama po latach zmieniła zdanie na temat aborcji dzieci poczętych w wyniku gwałtu. Jest jej przeciwniczką - opowiadała R. Kiessling.
- Nie bójcie się zabierać głosu w sprawie obrony dzieci poczętych. Zwracajcie uwagę, na kogo głosujecie. Opowiadajcie historie osób poczętych w wyniku gwałtu. One trafiają do ludzi bardziej niż argumenty - zachęcała na koniec spotkania.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.