Kolejni świadkowie zeznawali w piątek w procesie b. członka Rady Państwa PRL Emila Kołodzieja, sądzonego za przekroczenie uprawnień przez głosowanie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. za uchwaleniem dekretów o stanie wojennym.
Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. 92-letni Kołodziej nie przyznaje się do winy.
Jest on oskarżony przez pion śledczy IPN o uchwalenie dekretów o stanie wojennym wbrew konstytucji PRL, bo podczas sesji Sejmu. Grozi za to do trzech lat więzienia. Jego sprawę, z powodu choroby, wyłączono we wrześniu 2008 r. z głównego procesu autorów stanu wojennego, który od tamtego czasu toczy się przed tym samym sądem. Potem stan zdrowia Kołodzieja pozwolił jednak na sądzenie go; jego odrębny proces ruszył w październiku br.
W piątek jako świadek zeznawała m.in. Eugenia Kempara, inny b. członek Rady Państwa. Nie skorzystała ona z prawa do odmowy zeznań - jako oskarżona w głównym procesie autorów stanu wojennego, wraz z Wojciechem Jaruzelskim, Czesławem Kiszczakiem i Stanisławem Kanią (tamten proces odroczono niedawno do końca lutego 2010 r.).
Kempara przyznała, że stan wojenny był sprzeczny z konstytucją PRL, bo zdawała sobie sprawę, iż podczas sesji Sejmu Rada Państwa nie ma prawa do wydawania dekretów. "Ale to wręcz akademicki przykład stanu wyższej konieczności, gdy jedno z dóbr trzeba poświęcić, aby ratować drugie, a chodziło o ratowanie państwa" - oświadczyła. Podkreśliła, że w styczniu 1982 r. dekrety o stanie wojennym zatwierdził Sejm PRL. Przypomniała, że w latach 90. Sejm RP zdecydował (głosami ówczesnej koalicji SLD-PSL - PAP), by nie stawiać autorów stanu wojennego przed Trybunałem Stanu.
Rada Państwa miała prawo ogłosić stan wojenny, bo działała w stanie "wyższej konieczności" - zeznał kolejny świadek, Tadeusz Młyńczak, ówczesny wiceszef Rady Państwa i szef Stronnictwa Demokratycznego, "satelity" PZPR. Nie jest on sądzony w całej sprawie, bo nie było go na obradach Rady w nocy z 12 na 13 grudnia. Po ustaleniu, że nie brał udziału w głosowaniu, jego sprawę IPN umorzył na etapie śledztwa, choć początkowo postawił mu zarzuty.
Młyńczak zeznał, że w posiedzeniu Rady nie uczestniczył, ale jej decyzje przyjął potem "do aprobującej wiadomości". "Jeśli Rada Państwa ze względu na bezpieczeństwo państwa podjęła taką decyzję, to miała nie tylko takie prawo, ale i obowiązek" - dodał Młyńczak. Jego zdaniem gen. Jaruzelski mówił wtedy, że "grozi nam wojna bratobójcza" i nie wykluczał groźby interwencji wojsk Układu Warszawskiego.
Trzeci świadek, Józef Szewczyk, ówczesny Naczelny Prokurator Wojskowy, zeznał, że wprowadzenie stanu wojennego nastąpiło w stanie "najwyższej konieczności państwowej", co - według niego - zwalnia od odpowiedzialności autorów decyzji. Podkreślał, że w 1981 r. w Polsce zdarzały się prowokacyjne działania strony radzieckiej, co - jego zdaniem - miało poprzedzać interwencję wojskową.
Sam Kołodziej wyjaśniał, że głosował za dekretami, bo "obawiał się bratobójczych walk i w konsekwencji interwencji wojsk radzieckich". Dodał, że członkowie Rady mieli świadomość, iż trwała wówczas sesja Sejmu, "ale zrobiliśmy to w stanie wyższej konieczności". "Zawierzyłem obecnym na posiedzeniu wybitnym prawnikom, że wprowadzenie stanu wojennego jest zgodne z prawem" - dodał. Kołodziej przyznał, że członkowie Rady dziwili się, "dlaczego sprawy wewnętrzne rozwiązuje się za pomocą stanu wojennego, ale odpowiedziano nam, że nie ma regulacji prawnych co do stanu wyjątkowego". "Dopiero później miałem refleksję, że liczba internowanych jest zbyt duża, a rygory zbyt surowe" - dodał.
Proces Kołodzieja odroczono do 27 stycznia 2010 r., kiedy mają zeznawać kolejni świadkowie.
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN w Katowicach oskarżył dziewięć osób w sprawie stanu wojennego. Obecnie - po wyłączeniu spraw trzech oskarżonych i śmierci dwojga innych - w tym procesie zostało czworo podsądnych: b. I sekretarz PZPR, b. premier PRL i b. szef MON 86-letni gen Jaruzelski, b. I sekretarz PZPR 82-letni Kania, b. szef MSW 83-letni gen. Kiszczak oraz 79-letnia Kempara.
Jaruzelski, Kania i Kiszczak są oskarżeni o kierowanie lub o udział "w związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który na najwyższych szczeblach władzy PRL miał przygotowywać stan wojenny (za kierowanie "związkiem zbrojnym" grozi do 10 lat więzienia; za udział w nim - do 8 lat). Odpierając zarzut kierowania takim związkiem jako absurdalny, Jaruzelski ironizował, że oznacza on, iż można być zarazem "i legalną władzą, i nielegalną organizacją". Kania uznaje związek za "twór wirtualny, stworzony przez IPN na polityczne zapotrzebowanie". Wszyscy oskarżeni twierdzą, że nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie "wyższej konieczności", m.in. wobec groźby sowieckiej interwencji. W grudniu 1981 r. nie było takiej groźby - replikuje IPN.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.