Podtrzymywanie przekonania, że w życiu publicznym powinny funkcjonować wyłącznie chodzące ideały, to naiwność, która prowadzi do mistyfikacji na wielką skalę.
Do sprawy szantażu, któremu został poddany senator Krzysztof Piesiewicz, media w Polsce początkowo podeszły jak pies do jeża. Najpierw głównie dowiadywaliśmy się, która gazeta i która telewizja nie skorzystała z propozycji nabycia kompromitujących materiałów. Dopiero potom, powolutku, pojawiać się zaczęła istota problemu, bo… jedna z gazet jednak kupiła i opublikowała. Przynajmniej we fragmentach.
Pozostali odetchnęli. No bo z jednej strony mamy przecież dzisiaj w mediach w naszym kraju swoisty kult prawdy, polegający na tym, że każdą, zwłaszcza złą i niezweryfikowaną wiadomość na czyjś temat, trzeba natychmiast upublicznić i tą metodą podnieść swoje notowania w rankingu cytowalności. Ale z drugiej strony ta konkretna sprawa dotyczyła kogoś, kto funkcjonuje w mediach jako tak zwany autorytet, w dodatku często wypowiadający się w kwestiach moralnych, etycznych itp. Więc należało we własnym interesie zachować pewną ostrożność.
Ale gdy w końcu ktoś się zdecydował kupić materiały od szantażystów, natychmiast można było rozpocząć wielką medialną dyskusję o… granicach prywatności w mediach.
Wtorkowa Rzeczpospolita (z 15 grudnia 2009) przynosi dwugłos na ten temat. Jako żywo przypomina on komentarze internautów w niektórych portalach, gdzie moderatorzy ujawniają jedynie posty skrajne i emocjonalne, jak ognia unikając tych, które próbują w jakiś sposób ważyć racje i poglądy.
„Nie wolno wyciągać na światło dzienne informacji na temat życia prywatnego ani polityków, ani innych ludzi. Powinniśmy dbać o to, żeby sfera prywatna i sfera publiczna były od siebie oddzielone” – grzmi prof. Jacek Hołówka, filozof, etyk, znany m. in. z wypowiedzi niezbyt przychylnych Kościołowi, a czasami i ludziom wierzącym i oświadcza, że nie chce wiedzieć, co robił Krzysztof Piesiewicz oraz nie czeka na wyjaśnienie sprawy do końca. „Chciałbym, żeby została jak najszybciej zapomniana” - deklaruje.
„To powinien być koniec Krzysztofa Piesiewicza jako polityka. Publiczne przeprosiny, zawieszenie działalności politycznej i wreszcie wycofanie się na margines życia społecznego – tak powinno wyglądać zakończenie sprawy scenarzysty, prawnika i senatora PO” – niemniej grzmiąco zamyka karierę Piesiewicza Tomasz P. Terlikowski, też filozof, ale znany główne z tego, że występuje w mediach w charakterze dyżurnego katolika.
Problem w tym, że w swych skrajnościach obaj trafiają kulą w płot.
Wielokrotnie deklarowałem, że jako zwykłego wyborcę, interesują mnie nie tylko hasła wygłaszane przez polityków, ale również to, jakimi są ludźmi. Ponieważ jestem głęboko przekonany, że nie da się oddzielić postawy w życiu prywatnym od postawy w życiu publicznym. Jeśli ktoś jest krętaczem w życiu osobistym, naprawdę niewielkie są szanse, że będzie kryształowo uczciwym na przykład jako prezydent miasta. Jeśli ktoś w prywatnym życiu wielokrotnie dowiódł, że nie dotrzymuje obietnic, nie wywoła zdumienia, gdy również nie dotrzyma tych składanych w kampanii wyborczej. Dlatego uważam, że mam prawo, a nawet obowiązek znać coś więcej niż tylko program zapisany na ulotce człowieka, którego przez głosowanie na niego obdarzam zaufaniem. Dlatego nie zgadzam się z prof. Hołówką, że „Powinniśmy dbać o to, żeby sfera prywatna i sfera publiczna były od siebie oddzielone”. Wręcz przeciwnie. Powinniśmy dbać o to, aby życie ludzi obdarzonych społeczną ufnością było maksymalnie przejrzyste.
Ale nie zgadzam się również z definitywnym przekreślaniem udziału popełniającego nawet bardzo poważny błąd człowieka w życiu publicznym i odsuwaniem go na margines życia społecznego. Wszyscy ludzie są słabi, ułomni, popełniają grzechy, czasem bardzo ciężkie. Udawanie, że tak nie jest i że zwłaszcza niektóre dziedziny życia, jak na przykład polityka, są od takich ludzi wolne, to na dłuższą metę bardzo groźna propozycja. Podtrzymywanie przekonania, że w życiu publicznym powinny funkcjonować wyłącznie chodzące ideały, to naiwność, która prowadzi do mistyfikacji na wielką skalę i otwiera szerokie pole działaniom rozmaitej maści szantażystów. Człowiek aktywny w życiu publicznym ma prawo do nawet fatalnego błędu, ale też powinien mieć obowiązek przyznania się do niego, wzięcia odpowiedzialności i poniesienia konsekwencji. Ale nie wolno mu odbierać prawa do dalszego udziału w życiu społecznym, jeśli odpokutuje i znów zyska ludzkie zaufanie.
Paradoksalnie prof. Jacek Hołówka i Tomasz P. Terlikowski zgadzają się w kwestii oddzielania życia prywatnego od publicznego. Prof. Hołówka pisze to wprost. Terlikowski ukrywa swoją akceptację w akapicie: „Nie ulega wątpliwości, że obywatele mają prawo do życia prywatnego. Mogą przebierać się we frywolne ciuszki albo w strój łowicki, a nawet sprowadzać sobie do domu prostytutki (posługując się eufemizmem senatora Piesiewicza: "panią spotkaną nieopodal hotelu Marriott"). To ich życie i ich sprawa”.
Media sprzyjają promocji dualizmu w życiu ludzi aktywnych na forum publicznym. Lubią zamiast żywych ludzi z krwi i kości, z ich wadami i zaletami, pokazywać wykreowane wizerunki. Kreują też autorytety w rozmaitych dziedzinach życia. Potem mają problem, gdy wykreowany ideał okazuje się zwykłym człowiekiem. Ale radzą sobie z tym szybko. Kreują nowe ideały, autorytety, wizerunki…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.