Błądząc w labiryncie skał

Szlak wokół gór był na tyle niedostosowany do jazdy rowerem, że jechaliśmy równolegle do niego przez czczą hammadę. Jej powierzchnię stanowiła krucha skorupa zaschniętego piasku pokryta niezliczoną masą ciemno-szarych kamieni. Koła naszych rowerów wrzynały się w tę strukturę niczym dziób lodołamacza w arktyczną krę.

Błądząc w labiryncie skał   Docieramy do Timsah, gdzie spędzamy resztę dnia na przygotowaniach do etapu pustynnego. Zmieniamy w rowerach opony na terenowe, zdejmujemy łańcuchy i czyścimy je w benzynie, zakładamy zapinki przed założeniem ich z powrotem. Dzień 9, II etap; 17.12.2009; 2298 km

(Dominik)

Dystans –33 km; Start – 09.30; Koniec jazdy – 11.00; Warunki – (ocena 5) Krótki i przyjemny dojazd do Timsah, z powrotem piękne słońce na błękitnym bezchmurnym niebie.

 Najważniejsze wydarzenia:

  • Docieramy do Timsah – miejscowości, gdzie kończy się asfalt. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, gdzie spędzamy resztę dnia na przygotowaniach do etapu pustynnego. Zmieniamy w rowerach opony na terenowe, zdejmujemy łańcuchy i czyścimy je w benzynie, zakładamy zapinki przed założeniem ich z powrotem. Operacja ta przybiera formę krótkiego kursu mechaniki rowerowej – aby każdy z uczestników mógł sobie poradzić samodzielnie z najczęstszymi awariami i regulacjami roweru.Na koniec zaopatrujemy się w zapasy żywności i wodę na 5 dni – tyle czasu szacujemy na pokonanie 250 km odcinka do Al Fogha.
  • Wesoły pan z obsługi stacji wielce zainteresowany pojawieniem się sztafety na jego terenie, z radością korzysta z możliwości przejażdżki naszymi rowerami. Gdy pod dystrybutor podjeżdża klient, aby zatankować auto, Mohammed podjeżdża do niego naszym rowerem, parkuje z drugiej strony dystrybutora i z uśmiechem obsługuje zadziwionego kierowcę.
  • W przerwie przygotowań Ania wybiera się z Hamidem (naszym kierowcą) do jedynej knajpki w Timsah, aby przywieźć nam obiad. W oczekiwaniu na zamówione kanapki z jajecznicą, rozgrywają mecz "piłkarzyków". Odbywają się w sumie 4 mecze, w których Hamid zdecydowanie przeważa, pomimo (a jak twierdzi Ania - właśnie z powodu) przyłączenia się do niej lokalnego pomocnika. Wracają starą terenową Toyotą z uśmiechniętą od ucha do ucha Anią za kierownicą tego pięknego pojazdu.

Ostatecznie ok 17.30 wyjeżdżamy za miejscowość, aby rozbić obóz - pierwszy poza szosą.

Błądząc w labiryncie skał   Kwadrans po trzynastej, w wyniku niezwykłego zbiegu okoliczności, niebieski pojazd mechaniczny domniemanej marki toyota, pamiętający co najmniej czasy zielonej rewolucji, jadący z przeciwka z prędkością ok. 35 km/godz., napotyka na swej drodze cztery trzykołowe jednoślady... Dzień 10, II etap; 18.12.2009; 2360 km

(Dominik)

Dystans – 62 km; Start – 09.25; Koniec jazdy – 17.50; Warunki – (ocena 3+ (Ania daje 3–), jazda po piasku, w ciągu całego dnia stopniowo przechodzącego w hammadę. Płasko. Słońce, błękit nieba, początkowo bezwietrznie, popołudniu lekki wiatr w plecy.

Najważniejsze wydarzenia:

  • Rozpoczęliśmy etap pustynny – najbardziej oczekiwany przez nas wszystkich. Przed nami odcinek Timsah – Al Fogha, prowadzący przez góry Al Haruj al Aswad. To właśnie tu miały miejsce mrożące krew w żyłach przeżycia Kazimierza Nowaka. Błądząc w labiryncie skał natrafił w końcu na ślady ludzkich stóp. Te nieoczekiwanie zaprowadziły go do groty, w której odnalazł ciała trzech nieszczęśników.
  • Rankiem, zaraz po śniadaniu, wyruszyliśmy na podbój „naszej” Sahary. Zaczęło się od wysokiego „C" - na dzień dobry ugrzęźliśmy w piachu. Na szczęście ten momentami był na tyle twardy, że po spuszczeniu sporej ilości powietrza z opon dało się po nim jechać. Raz mozolnie posuwaliśmy się do przodu z wielkim wysiłkiem cisnąc na pedały, innym razem twarda powierzchnia „przeraźliwie płaskiego serir” – jak pisał Nowak – pozwalała nam na całkiem szybką i miłą jazdę. Często jednak nieoczekiwanie nasze koła zapadały się w zdradliwym piachu i pomimo najwyższych przerzutek (z Sahary), pomimo rozpaczliwych prób utrzymania się na rowerze owocujących piaszczystymi młynkami, musieliśmy w końcu kapitulować i zsiadać z rowerów aby pchać je sposobem Nowaka. Tym niemniej posuwaliśmy się do przodu po zanikającym szlaku, który nie wyglądał na zbytnio uczęszczany. Tymczasem...

KWADRANS PO TRZYNASTEJ, W WYNIKU NIEZWYKŁEGO ZBIEGU OKOLICZNOŚCI, NIEBIESKI POJAZD MECHANICZNY DOMNIEMANEJ MARKI TOYOTA, PAMIĘTAJĄCY CO NAJMNIEJ CZASY ZIELONEJ REWOLUCJI, JADĄCY Z PRZECIWKA Z PRĘDKOŚCIĄ OK. 35 KM/GODZ., NAPOTYKA NA SWEJ DRODZE CZTERY TRZYKOŁOWE JEDNOŚLADY DOMNIEMANEJ MARKI BRENNABOR (+ EXTRAWHELL). POJAZDY ZATRZYMUJĄ SIĘ, GAŚNIE SILNIK TOYOTY, OPADA KURZ Z ROWERÓW. CISZA. Z AUTA WYCHODZI ZDUMIONY TUARESKI KIEROWCA WRAZ Z TOWARZYSZĄCYM MU RÓWNIE ZDUMIONYM OJCEM – OBAJ W TURBANACH. NASTĘPUJE GRZECZNOŚCIOWE POWITANIE, KTÓRE OSTATECZNIE PRZECHODZI W POGAWĘDKĘ NA ZDERZAKU. SPOTKANIE KOŃCZY SIĘ NIEODPŁATNYM PRZEKAZANIEM PRZEZ TUAREGÓW DÓBR W POSTACI WODY I OPAŁU. OBYDWIE KARAWANY ROZJEŻDŻAJĄ SIĘ Z POCZUCIEM ZADOWOLENIA I JESZCZE DŁUGO ROZPAMIĘTUJĄ TO NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE.

Późnym popołudniem wiatr w plecy zaczął się wzmagać, a nawierzchnia terenowej drogi zrobiła się komfortowo twarda. Pomimo całodziennego zmęczenia, wykorzystaliśmy te warunki, aby dobić do 60 km i tym samym przekroczyć o 10 km zakładane na ten dzień minimum. O zachodzie słońca hammada przybrała delikatny różowy kolor. Tak też nazwaliśmy dzisiejszy obóz – Różowa Hammada.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
26°C Poniedziałek
wieczór
22°C Wtorek
noc
17°C Wtorek
rano
25°C Wtorek
dzień
wiecej »