Ogrom tragedii na Haiti po trzęsieniu ziemi jest nie do opisania: brak wody, brak jedzenia, wszędzie wyciągnięte ręce z prośbą o pomoc. Dzieci wywożone do USA czy Kanady do adopcji, bieda, brud, obojętność tych, którzy przeżyli, na śmierć czy cierpienie innych - tak polscy ratownicy opisują sytuację w stolicy kraju, Port-au-Prince.
Mimo to były też chwile nadziei. Polskim ratownikom udało się przetransportować śmigłowcem do amerykańskiego szpitala kilkumiesięczne dziecko z poważnym zapaleniem płuc. Z kolei siedmioletnią dziewczynkę, która miała poparzone 60 proc. powierzchni ciała, udało się przewieźć dzięki rosyjskim pilotom śmigłowca. Dziewczyna trafiła do szpitala ratowników z Izraela.
Kpt. Tomasz Czyż mówił o tym, że strażacy przeżyli chwile grozy. "Ziemia tam drżała kilka razy każdego dnia. Co ciekawe, Haitańczycy bardzo byli na to wyczuleni. Krzyczeli do nas +uciekajcie!+, kiedy jeszcze nic się nie działo - dopiero po paru chwilach czuć było wstrząs" - relacjonował.
Przewodnicy psów przyznają, że ta akcja nauczyła ich, iż do działań w bardzo niekomfortowych warunkach trzeba przygotowywać zwierzęta. "W autobusie było do 50 st. C. Nie było klimatyzacji. Pies był ściśnięty, gdzieś między nogami. Duszno, gorąco" - tłumaczył ratownik Mirosław Jakubowski. Jak dodał, w Polsce psy są ćwiczone w komfortowych warunkach, są wożone w klatkach, wypoczęte. "Tam jednak pies przeżył dużo" - podkreślił. Zaznaczył, że teraz zwierzęta będą właśnie pod tym kątem szkolone, tak by stały się bardziej odporne psychicznie na brak komfortu podróży, tłok.
Marcin Ratajczak mówił, że już w trakcie samych działań ratowniczych przyjęto odpowiedni system pracy zwierząt ze względu na wysoką temperaturę i fetor rozkładających się zwłok. "Musieliśmy eksploatować je krótko i dać im chwilę odpocząć" - powiedział.
W tych dramatycznych warunkach psy przez moment weszły w rolę "terapeutów" dla dzieci, bo pozwoliły małym Haitańczykom chwilę zapomnieć o tragedii. Zwierzęta zrobiły wśród nich prawdziwą furorę. "Dzieci ustawiały się w wianuszku i głaskały psy. Karmiły je też smakołykami, które dostawały od nas" - mówił st. strażak Michał Szalc. Jak wyjaśnił, na Haiti nie ma dużych psów jak w Europie. "Ludzie trzymają w domach małe pieski, aby nie sprawiały dużo kłopotów w utrzymaniu" - tłumaczył.
Ratownicy mówią, że wcześniej nie przeżyli takiej tragedii. "Z poziomu rzeczy, którymi my się zajmujemy, można powiedzieć, że nie mogliśmy zrobić nic więcej. Myślę, że zrobiliśmy wszystko jak najlepiej" - powiedział Marcin Ratajczak.
"To na pewno zostaje w naszej pamięci. Łza się kręci w oku, zarówno jak się tam jest, jak i na samo wspomnienie" - powiedział PAP Makary Szulc.
Ratownicy przyznają, że starają się rozmowami odreagować to, co przeżyli. "Cały czas rozmawiamy, staramy się wyrzucać z siebie te wszystkie obrazy, żeby przekazać to na innych ludzi. Jest to forma odreagowania, żeby nie dusić tego w sobie, bo w końcu są granice ludzkiej psychiki. Wydaje nam się, że jesteśmy twardzi, że jesteśmy przygotowani na wszystko, a jednak w psychice to zostaje i może w pewnym momencie się odezwać" - powiedział Makary Szulc.
12 stycznia Haiti nawiedziło najsilniejsze od ponad 200 lat trzęsienie ziemi - o sile 7-7,3 st. Jak dotąd w tym regionie nastąpiło kilkadziesiąt wstrząsów wtórnych o sile 4,5 st. lub większej. Według ostatniego oficjalnego bilansu, po trzęsieniu ziemi spod gruzów wydobyto ciała co najmniej 150 tys. ludzi. Ocenia się jednak, że liczba ofiar kataklizmu na Haiti może wzrosnąć do 200 tys. osób.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.