Problem przemocy w rodzinie istnieje, musi być jednak rozwiązywany racjonalnie, a nie ideologicznie - mówi KAI Antoni Szymański, socjolog, członek Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski.
Przy okazji wyraża satysfakcję, że projekt kontrowersyjnej nowelizacji ustawy o przemocy w rodzinie został odesłany do komisji w Sejmie.
Jak Pan ocenia decyzję konwentu seniorów o ponownym skierowaniu do komisji projektu zmian ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie?
- To bardzo rozsądne rozwiązanie, zaproponowane przez grupę posłów z Polski Plus. Byliśmy niemal na ukończeniu drogi legislacyjnej tej ustawy w Sejmie, ostateczne glosowanie miało się odbyć w najbliższy piątek i gdyby koalicja się uparła, mogła tego dokonać. Uwzględniła jednak głosy płynące z różnych środowisk wskazujące na błędne rozwiązania i postanowiła przyjrzeć się projektowi raz jeszcze. Lepiej przecież uchwalić zmiany prawne kilka tygodni później, ale tak by ich efekt nie był kwestionowany i był korzystny dla rozwiązania problemów jakim ma służyć.
Na plan pierwszy w nowelizacji wybiła się sprawa odbierania dzieci przez pracowników socjalnych, czy ten problem jest najważniejszy?
- To tylko jeden z problemów. Zresztą w wyniku krytyki społecznej, zapis na ten temat został poprawiony poprzez możliwość zabezpieczenia dziecka w sytuacji zagrożenia jego zdrowia lub życia u najbliższych krewnych, a niekoniecznie poprzez umieszczenie w placówce.
Musimy pamiętać, że w Polsce znacząco wzrasta liczba dzieci umieszczanych poza rodziną biologiczną w różnych formach opieki mimo tego, że populacja dzieci zdecydowanie maleje - takich dzieci jest niemal 100 tysięcy! Trzeba, zatem zrobić wszystko by rozwinąć profilaktykę rodzin problemowych i jako wyraźny cel społeczny postawić, obok poprawiania standardów w różnych formach opieki zastępczej, co w dużym stopniu nastąpiło - również zmniejszenie liczby dzieci w nich umieszczanych.
Jakie inne sprawy wymagają przepracowania?
- Jest ich wiele. Pierwszą sprawą jest to, by przesadnie nie rozszerzać definicji przemocy w rodzinie wymagającej reakcji ze strony służb państwowych czy samorządowych. Obok bowiem jednoznacznych przejawów przemocy jak pobicia, stawia się takie zachowania jak „krytykowanie ” czy „zawstydzanie”, które są normalne w repertuarze wychowawczym.
Drugim problemem jest to, by nie traktować połowy społeczeństwa jako wymagającej reedukacji społecznej, bo jak pisze się w uzasadnieniu ustawy ma ona problem przemocy domowej, to nieprawdziwy obraz. Zjawisko jest o wiele węższe, co nie umniejsza potrzeby adekwatnego przeciwdziałania.
Po trzecie, w państwie demokratycznym trudno przyjąć takie rozwiązania jak przymusowe zakładanie Niebieskich kart dorosłym ofiarom przemocy, gdy sobie tego nie życzą, kierowania ich potem do zespołów nadzorczych, które podejmują działania w ich sprawach, w tym gromadzą wrażliwe informacje o rodzinach, także bez pytania czy zainteresowani sobie tego życzą.
Kolejną sprawą jest budowa nadmiernej struktury zajmującej się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie, począwszy od gmin, powiatów, urzędów wojewódzkich i sejmików, po niemal ministerstwo ds. przemocy z sekretarzem stanu na czele, mających zwalczać przemoc. To nieadekwatne do problemu, kosztowne i kontrowersyjne choćby w kontekście tego, że nie mamy ministerstwa ds. polityki rodzinnej i programu tejże polityki….
Problemów do przepracowania jest wiele, ale można znaleźć dla nich racjonalne rozwiązania, które nie będą naruszały praw człowieka, obowiązku rodziców do wychowania dzieci i ich autorytetu, szanowały autonomię rodzin. Cieszy mnie rozsądek rządzących, że potrafili w tej sprawie cofnąć się i dać szansę na poprawienie tej ustawy. Problem przemocy w środowisku pracy, szkoły, ale także w rodzinie istnieje, musi być jednak rozwiązywany racjonalnie, a nie ideologicznie.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.