Jest jak bożek. Ma wiele twarzy. Ale jeden cel. Zgasić na świecie nadzieję zmartwychwstania.
Święta racja. Mowa o tym, co powiedział przewodniczący Rady Konferencji Episkopatów Europy, arcybiskup Genui, kardynał Angelo Bagnasco. Stwierdził on niedawno, że istnieje dziś w Europie antychrześcijański reżim, który pod pretekstem nie urażania wrażliwości inaczej wierzących i inaczej myślących próbuje stworzyć ujednolicony u podstaw model życia, odrzucający to co uznawały i szanowały różne tradycje; reżim, który swoje pomysły wprowadza także przez zmianę znaczenia słów i pojęć. Tak, to prawda. Istnieje takie coś (nie wiem czy reżim), co wszystkimi możliwymi sposobami próbuje chrześcijaństwo zepchnąć na margines i zamknąć w muzeum. Przejawów tych antychrześcijańskich działań jest więcej, niż zazwyczaj sobie uświadamiamy. Bo do wielu z nich my, wierzący, już przywykliśmy i traktujemy je jak normalność. A czasem – o zgrozo – nawet im przyklaskujemy.
Ot, dość często pojawia się w przestrzeni publicznej teza, że wiara jest sprawą prywatną, a swoich religijnych przekonań nikt nie powinien wnosić w szeroko rozumiane życie społeczne, bo przecież każdy ma prawo do własnych przekonań. Przyklaskuje jej niejeden katolik. A przecież teza ta jest sama w sobie sprzeczna. Skoro każdy ma prawo do własnych przekonań, to wierzący w Chrystusa też, prawda? Dlaczego oni jedni mają mieć „przekonania podwójne”, inne na użytek prywatny, inne na użytek publiczny? Dlaczego oni jedni nie mogą wnosić swoich przekonań w życie publiczne,skoro mogą to robić wrogowie chrześcijan, a często ze zrozumieniem traktuje się sytuacje, gdy robią to wyznawcy innych religii?
Inną metodą uderzania w wierzących jest tworzenie różnych „czarnych legend”. Chrześcijanin ma się wstydzić, że należy do rzekomo zbrodniczej ferajny. To, co dobre oczywiście się przemilcza. Akcentuje się zło, choćby doszło do niego wieki temu i choćby sprawy nie były tak oczywiste, jak się w takiej karykaturalnej narracji pokazuje. Na przykład mówiąc o nieprawości inkwizycji zapomina się, że i dziś sądy każdego kraju wydają wyroki skazujące wobec ludzi poważnie godzących w istniejący porządek społeczny – morderców, rabusiów, a nawet tych, którzy oszukują przy podatkach. Więcej, przeciw tym najbardziej niebezpiecznym, a będących poza zasięgiem jurysdykcji danego kraju organizuje się swoiste krucjaty. Ot, bombardując kraje, w których się ukrywają. A przecież średniowieczni heretycy nie ograniczali się do teorii, prawda? Na przykład głosząc potrzebę ubóstwa potrafili obrabować i zamordować tych, których uważali za bogatych. Mówiąc o skazywaniu za herezję trzeba i to widzieć. Po prostu trzeba pamiętać o tym, na co zwracają uwagę znawcy: owszem, mogły zdarzać się nadużycia, zwłaszcza w przypadku osławionej inkwizycji hiszpańskiej, ale generalnie wyroki wydawane przez inkwizytorów były sprawiedliwe. Wiele procesów kończyło się zresztą uniewinnieniem. Istnieje na ten temat sporo rzetelnych prac, ale prawda „antychrześcijan” nie interesuje.
Takich przykładów można podać więcej. Mówi się też np. o nieprawościach związanych z wyprawami krzyżowymi nie zauważając, że były odpowiedzią na utrudnienia, szykany i prześladowania, jakich doznawali chrześcijanie w Ziemi Świętej, a w szerzej perspektywie także odpowiedzią na militarną ekspansję islamu. Głosi się tezę, że u podstaw wszystkich wojen leży religia przemilczając, że przeczą temu choćby dwie największe wojny XX wieku. Inną miarę stosuje się do śmierci chrześcijan, inną do śmierci ich wrogów. Jeśli w rozruchach, rewolucjach i wskutek działań porewolucyjnych reżimów ginęli chrześcijanie, traktuje się to jako przejaw dziejowej sprawiedliwości. Należało się im. Ale gdy udało się im obronić, a potem ukarać winnych różnych zbrodni – sami stają się w tych legendach mordercami. I tak dalej, i tak dalej....
Tezy takie głoszą z różnych przyczyn niechętne chrześcijaństwu intelektualne elity. Powtarzają je – pewnie często chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia – wielcy tego świata. Ulegają im i wierzący, dystansując się od własnego Kościoła, jakby był on siedliskiem bandytów. Oczywiście nie brakowało i nie brakuje wśród chrześcijan wszelakich nieprawości, ale... Ujmę to tak: jeszcze nie spotkałem ateisty, który biłby się w piersi za grzechy podobnie jak on myślących. Komunista we Włoszech czy Francji też pewnie nie czuje się odpowiedzialny za grzechy Lenina, Stalina, Ceausescu czy Pol Pota. Nawet kibica tej czy owej drużyny normalni ludzie nie obarczają odpowiedzialnością za wybryki innych kibiców. Dlaczego chrześcijanina obarcza się winą za grzechy, które popełnił ktoś inny? Grzechy, które popełnił jakiś chrześcijanin wbrew nauce swojego Kościoła?
To smutne. To bolesne. Ale w sumie nic w tym nadzwyczajnego. Tak w dwutysiącletniej historii chrześcijaństwa bywało często. Zapowiedział to swoim uczniom już sam Jezus, gdy mówił, że z powodu Jego imienia Jego uczniowie będą „w nienawiści u wszystkich” (Mt 10,22). Można się na tę niesprawiedliwość oburzać, można próbować z tym walczyć, ale najpewniej niewiele to da. Lepiej, nie zaniedbując oczywiście prób prostowania takiej zakłamanej narracji, jak pierwsi chrześcijanie, ucieszyć się, że staliśmy się godnymi dla Chrystusa trochę pocierpieć i z miłością do Niego to przyjąć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.