Do 1339 wzrosła w sobotę liczba ofiar środowego trzęsienia ziemi w prowincji Qinghai na Wyżynie Tybetańskiej na południowym-zachodzie Chin. Rannych jest 11849 ludzi, z których 1297 ciężko. Zaginionych jest 332. Z obawy przed epidemią zaczęto palić setki ciał.
Ciała kobiet, mężczyzn i dzieci, przewożone są ciężarówkami na miejsce kremacji w mieście Jiegu. Mnisi układają je tam na stosach z drewnianych bali i podpalają.
Poruszony tragedią w regionie zamieszkanym przeważnie przez Tybetańczyków ich duchowy przywódca Dalajlama XIV, przebywający od 1959 roku na wygnaniu w Indiach, oświadczył w sobotę, że chciałby odwiedzić rejon katastrofy.
Według chińskich władz największym obecnie wyzwaniem jest dostarczenie wody pitnej i jedzenia dla około 100 tys. poszkodowanych w wyniku trzęsienia ziemi.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.