Rodziny zmarłych, ich przyjaciele i znajomi uczcili w niedzielę w Białymstoku pamięć maturzystów, którzy prawie pięć lat temu zginęli w katastrofie drogowej pod Jeżewem, na drodze krajowej nr 8 Białystok-Warszawa.
30 września 2005 roku autokar wiozący uczniów na pielgrzymkę do Częstochowy zderzył się tam z ciężarową lawetą, po czym stanął w płomieniach. Zginęło 13 osób, kilkadziesiąt zostało rannych.
Wśród ofiar wypadku było dziesięcioro uczniów ówczesnych klas maturalnych dwóch białostockich szkół średnich, a także kierowca autokaru i jego zmiennik oraz kierowca ciężarówki, z którą doszło do zderzenia.
Mszy św. w intencji zmarłych i ich rodzin, odprawionej w kościele św.Rocha, przewodniczył arcybiskup senior Stanisław Szymecki. Po uroczystości bliscy zmarłych uczniów zapalili znicze i złożyli kwiaty przy tablicy upamiętniającej ofiary wypadku, która znajduje się na budynku I LO w Białymstoku, do którego uczęszczało dziewięcioro, z dziesięciorga zmarłych maturzystów.
Proboszcz parafii św. Rocha Tadeusz Żdanuk mówił w homilii, że pięć lat temu młodzież jechała w "pielgrzymce wiary" do Częstochowy. "To była ich ostatnia pielgrzymka na tej ziemi (...) Ich śmierć jest dla nas żywych wielką katechezą do głębokiej zadumy nad tajemnicą życia i śmierci, do refleksji nad oczywistością przemijania tego co ziemskie i co doczesne" - mówił ks. Żdanuk.
Katastrofa drogowa z 30 września 2005 roku to najtragiczniejszy w województwie podlaskim wypadek drogowy ostatnich lat. Według ustaleń śledztwa, doprowadził do niego kierowca autokaru, który nie zachował należytej ostrożności w czasie wyprzedzania innego auta i doprowadził do czołowego zderzenia. Według biegłych, pożar autokaru powstał w wyniku uszkodzenia zbiornika z paliwem.
Prokuratorskie śledztwo zakończyło się dwoma aktami oskarżenia. Dzięki uporowi rodzin zmarłych, które spotykały się w tej sprawie nawet z ówczesnym szefostwem resortu sprawiedliwości, nie doszło do jego umorzenia po ustaleniu, że zawinił kierowca autokaru, który również zginął w wypadku.
Prokuratura zajęła się bowiem szczegółowo wątkami pośrednio związanymi ze zdarzeniem: np. zasadami wydawania kierowcom zaświadczeń lekarskich o ich przydatności do zawodu (okazało się bowiem, że prowadzący autokar miał epilepsję, choć nie ustalono wpływu tej choroby na jego zachowanie na drodze w momencie wypadku), a także działalnością biur turystycznych organizujących przewozy autokarowe.
Pierwszy proces zakończył się prawomocnym wyrokami m.in. wobec lekarki, która wydała kierowcy zgodę na wykonywanie zawodu, podczas gdy okazało się, że miał chorobę uniemożliwiającą taką pracę. Kobieta została skazana na karę więzienia w zawieszeniu i czasowy zakaz wykonywania zawodu.
Drugi akt oskarżenia trafił do sądu dwa lata temu. Dotyczy m.in. współwłaścicieli biura turystycznego, które organizowało wyjazd młodzieży. Ten proces trwa od wielu miesięcy, bo sąd próbuje ustalić we własnym zakresie nie tylko odpowiedzialność oskarżonych w zakresie zarzutów dotyczących nieprawidłowości w działalności biura, ale również okoliczności wypadku i wpływ różnych czynników na to, co się wydarzyło na drodze.
Dlatego w lipcu sąd zlecił specjalistyczną opinię zespołowi biegłych z zakresu ruchu drogowego, którzy wypowiedzą się o wypadku. Sam proces zawieszony jest bezterminowo, bo na opinię trzeba czekać co najmniej pół roku.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.