Z Cllanwilliam do Garies – zanim słońce osiągnie “punkt wrzenia”
Afrykańskie pasikoniki AfrykaNowaka.pl

Z Cllanwilliam do Garies – zanim słońce osiągnie “punkt wrzenia”

Brak komentarzy: 0
AfrykaNowaka.pl

publikacja 08.11.2010 11:25

Z wielkim rozrzewnieniem około południa opuszczamy Clanwilliam. Dużo sił kosztowało nas dotarcie do niej, czuliśmy każdy miesień.

I jak tu zapomnieć o szkole?

Kolejny dzień rozpoczynamy wcześnie rano, chcemy dojechać  jak najdalej zanim słońce osiągnie “punkt wrzenia”.  Przed nami  “powtórka z rozrywki”. Z perspektywy roweru trasa nie jest taka zła jak  zza krat wozu policyjnego. Wyjeżdżając z posesji Philipa, dostrzegamy dzieciaki i małą szkółkę. Nie możemy odebrać sobie tej przyjemności i mimo tego, że czas nas gonił wjeżdżamy na naszych rumakach na teren szkoły. Dzieci z ogromnym zainteresowaniem przyglądają się naszym rowerom, wskazują  paluszkami konkretne rzeczy     i proszą, aby im wytłumaczyć do czego służą. Rozdajemy im nasze piłki, zostawiamy resztę ołówków. Dzieciaki śpiewają dla nas i klaszczą, wypytują o cel   naszej podróży.  Po godzinie ruszamy dalej. Wiemy już, że nie zostawimy tej szkoły samej sobie, w głowach rodzą się pomysły jak możemy im pomóc.

Misja w miejscowości  Vanrhynsdorp, czyli dwa oblicza Bena

Noc – jestem śmiertelnie zmęczony, droga zawalona była piaskiem, do tego górzysta, jeszcze przed zachodem słońca stanąłem obozem. Gotowałem, a potem bezsilny siedziałem przy ognisku.

Za Klawer sytuacja się zmienia: z  prawej strony  góry, z lewej strony góry, wysuszona do granic możliwości roślinność, czerwona ziemia, wiatr utrudniający dalszą jazdę. Jeszcze nigdy tak długo nie jechaliśmy dystansu 45 kilometrów. Piętrzące się szczyty gór uniemożliwiają nam szybką drogę. Jest naprawdę ciężko. Późnym popołudniem docieramy       do malowniczo położonej miejscowości  Vanrhynsdorp. Tutaj “spotykają się” trzy odrębne królestwa botaniczne – na północ od miasta Knersvlakte, rozległa równina pokryta sukulentami i otoczakami z kwarcuoraz Nama Karoo i fynbos Cape, które można znaleźć w górach wokół miasta. To właśnie te trzy królestwa z ich różnorodnością botaniczną przyciągają tysiące turystów spragnionych ujrzeć kalejdoskop kolorów wytwarzanych przez dzikie kwiaty w tym regionie.  Vanrhynsdorp to spokojne i ciche miejsce. Atmosfera miasta jest ozdobiona przez parę wiktoriańskich budynków. Szczególnie interesujący jest budynek starego więzienia, zbudowany w 1895 roku z wapienia i cegły. Główna atrakcją turystyczną miasta jest oranżeria składająca się z kaktusów i innych roślin lubiących suszę oraz wysokiej jakości marmuru wydobywanego w okolicy. Mieści się tutaj również misja, do której
dotarł Nowak.

Stanąłem w pokoju misjonarza bez jego wiedzy –  ale to nic , gospodyni wzięła mnie za księdza

Krążymy po miasteczku, w końcu odnajdujemy  stary kościół z dobudowanymi częściami gospodarczymi. Wygląda bardzo majestatycznie. Docieramy również do domu misyjnego. Dzwonimy, ale nikt nie otwiera, Asia nie odpuszcza, przez kraty stara się dostrzec jakieś ślady życia. W końcu wychodzi zdezorientowany, starszy pan, któremu w niesmak nasza wizyta. Daje się w końcu jednak namówić na wpuszczenie nas do środka. Powiem krótko -  z tą chwilą życie Bena zmieniło się nie do poznania. Z początku bardzo nieufny, skryty, uwielbiający ciszę i spokój przeobraża się w prawdziwą duszę towarzystwa. Opowiada nam historię swego życia, ironicznym językiem tłumaczy stosunki panujące w tym mieście. Późnym wieczorem pojawia się przyjaciel Bena, taszcząc z sobą stare zdjęcia, albumy, dokumenty. To była bardzo ciekawa lekcja historii. Postanawiamy powiesić tutaj naszą kolejną tabliczkę.  Wyjeżdżając, widzimy łzy w wzruszonych oczach starszego pana, robimy pamiątkowe zdjęcia, wpisy do książek. Ciężko nam go zostawiać. Myślę, że ani przez chwilę nie żałował chwili słabości, w której wpuścił nas do swojego domu.

oceń artykuł Pobieranie..