Potrzebujemy autorytetów – to oczywiste. I chociaż, jak mawiał św. Tomasz z Akwinu, argument z autorytetu jest ostatnim z argumentów (pojawia się zazwyczaj wtedy, gdy nie mamy już innych), to przecież właśnie do autorytetów odwołujemy się bardzo chętnie – są dla nas wsparciem, dają poczucie bezpieczeństwa, odgrywają rolę przewodników w niełatwym dla Kościoła czasie. W czym tkwi zatem problem? W tym przede wszystkim, że zbyt często tracimy umiar; że zaczynamy autorytety przekształcać w idoli. A to już – patrząc z perspektywy wiary – sprawa ryzykowna, a nawet niebezpieczna.
Katolicki świat mediów społecznościowych zna dobrze ich nazwiska – to w końcu wcale nie takie duże znów grono tych, którzy wśród ludzi szukających sposobu na pogłębienie swej wiary cieszą się dużym szacunkiem i autorytetem. Zresztą nie tylko o media tu chodzi – ich działalność, poza aktywnością w sieci, przekłada się przecież na całe serie rekolekcji, spotkań, warsztatów, konferencji; na wydawane książki rozchodzące się w sporych nakładach. Za tym wszystkim stoją ludzie, którzy ich słuchają, czytają, podążają za ich nauczaniem, radami, diagnozami. Oczywiście nie widzę w tym nic zdrożnego – przeciwnie, to dla mnie potwierdzenie, że w czasach rozmaitych kryzysów w Kościele (zwłaszcza zgorszeń wywołanych przez niektórych duchownych) ludzie wciąż potrzebują autorytetu kapłana; wszak w gronie współczesnych katolickich autorytetów dominują właśnie prezbiterzy. Co więcej, widać wyraźnie, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na kapłanów, których nauczaniu i rozeznaniu można by zaufać. To wielka szansa dla Kościoła, a tak zwani współcześni „prorocy” w sutannach lub habitach, jeśli tylko głosić będą Ewangelię z właściwą sobie charyzmą, zaangażowaniem i autentycznością, mogą stać się niezwykle istotnym filarem w procesie zmian, którym podlega obecnie Kościół.
To jednak tylko jedna strona medalu. A druga? Z grubsza rzecz ujmując, jest nią ta, w której odzwierciedla się współczesny kształt dawnej, obecnej w Kościele praktycznie od samego początku i piętnowanej przez św. Pawła pułapki: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa” (1 Kor 1,12). I nie chodzi tylko o prostą identyfikację z autorytetem, ale o postawy momentami zupełnie bezkrytyczne i niemal wiernopoddańcze. Wystarczy choćby tylko poczytać komentarze zamieszczane pod publikowanymi przez owe autorytety (lub w ich imieniu) materiałami w mediach społecznościowych (konferencje, nauczania, komentarze), aby zobaczyć, jak łatwo uruchamia się w nas tendencja do przekształcania autorytetu w idola. Ale przecież – powie ktoś – nie brakuje również pod ich adresem głosów krytycznych. Owszem – odpowiem – i właśnie gdy się pojawiają, uruchamia się fala oburzenia, protestu, a nierzadko nawet wulgarnego hejtu. Niezależnie od tego, czy krytyka jest zasadna, czy też nie, sposób reakcji na nią ujawnia często tendencje do idolatrii; świadczy o tym, jak niepokojący proces dokonuje się w tych, u których bezgraniczny podziw dla autorytetu łączy się równocześnie z wrogością i agresją względem każdego, kto ośmieli się ów autorytet w jakimś aspekcie zakwestionować lub choćby tylko poddać merytorycznej krytyce. Aktywizuje się wówczas grono swoistych wyznawców, którzy polemikę z autorytetem traktują niemal jak atak na samych siebie. Nic dziwnego, że w rozmaitych wewnątrzkościelnych społecznościach jesteśmy świadkami nieustannie rozpalających się potyczek, a nawet swego rodzaju domowych wojen. Problem nie tkwi wyłącznie w tym, że generalnie nie potrafimy ze sobą rozmawiać, ale również w tym, że zdecydowanie brakuje nam dystansu w kwestiach, o których rozmawiamy.
Czym się zatem różni duchowy autorytet od idola? Otóż autorytet nie zawłaszcza, nie totalizuje, nie rości sobie pretensji do tego, aby zarządzać całą przestrzenią naszego wewnętrznego życia; autorytet nie uzależnia i nie przywiązuje do siebie. Dlaczego? Ponieważ w przeciwieństwie do idola daje wolność, zakłada niezupełność (autorytet nie musi znać się na wszystkim) i – co najważniejsze – nie jest przedmiotem mniej lub bardziej oficjalnego kultu. Dlatego podlega krytyce. Z autorytetem można polemizować, a nawet nie zgadzać się z nim w pewnych kwestiach, a jednocześnie dalej uznawać go za autorytet i ważny punkt odniesienia.
A idol? To inaczej bożek. On z kolei wymaga wyłączności, bezkrytyczności, zależności i kultu – nawet jeśli to nie do końca świadomie praktykowany kult jednostki. Oczywiście ci, których w roli bożków obsadzamy, wcale nie muszą być tego świadomi lub w jakikolwiek sposób przyczyniać się do tego. To w nas tkwią bałwochwalcze mechanizmy, które na dłuższą metę krępują nasze życie duchowe i ograniczają rozwój. Skąd się biorą? Często z naszej teologicznej niewiedzy, braku samodzielności, lęków, nieumiejętności rozeznawania i posługiwania się sumieniem, tendencji do wybierania łatwiejszych rozwiązań i do opierania się na kimś, kto rozwieje nasze wątpliwości, podpowie, jak żyć, wskaże pewną drogę.
Czy ci, do których lgniemy z nadzieją na pomoc, są tego świadomi? Czy zdają sobie sprawę, że niejednokrotnie stają się obiektami quasi-kultu? Różnie sobie z tym radzą. Jedni przykładają wielką wagę do tego, aby nie dać nikomu podstaw do idolatrii, i zdecydowanie uciekają od wszelkich przejawów niezdrowego uwielbienia. Inni z kolei ulegają pokusie wyjątkowości i stają się ekspertami niemal od wszystkiego – od życia duchowego i od pandemii, od teologii i od szczepionek, od zagrożeń duchowych i spisków ogólnoświatowych. Nic dziwnego, że często balansują na granicy zdrowego rozsądku i teologicznej poprawności.
Przyglądam się temu z pewnym niepokojem i z coraz bardziej wyraźnym przekonaniem, że proces odnowy Kościoła w Polsce, który wciąż jeszcze przed nami, to nie tylko kwestia oczyszczenia ze zła i z rozmaitych form eklezjalnej bylejakości, ale także czas burzenia pomników, które uparcie stawiamy ważnym dla nas osobom już za ich życia – dla ocalenia kruchych ram swej własnej, niedojrzałej pobożności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Grób został udostępniony wiernym w niedzielę rano. Przed bazyliką ustawiają się długie kolejki.
Do awarii doszło ok. godz. 12.30. W Madrycie nie działają m.in. sygnalizacja świetlna i metro.
Uprawnionych do głosowania jest 135 kardynałów, którzy nie ukończyli 80 lat.
Obowiązujące zasady mają uwolnić proces wybory papieża od nacisków władz świeckich.
Nieoficjalnie wiadomo, że kardynałowie są za tym, by zaczęło się ono 5 lub 6 maja.
Jednocześnie powiedział, żę jest zaskoczony i zawiedziony dalszym rosyjskim bombardowaniem Ukrainy.