Hiszpania domaga się od Stanów Zjednoczonych niezwłocznego usunięcia dziesiątków tysięcy ton ziemi w Palomares, skażonej plutonem z amerykańskich bomb wodorowych, które w 1966 roku spadły tam z amerykańskiego samolotu.
Hiszpańskie media ujawniają, że Madryt na krótko przed Bożym Narodzeniem wystosował w tej sprawie notę do administracji Baracka Obamy, podkreślając, że czas już najwyższy, by "niezwłocznie" usunąć ziemię z Palomares na południowym wschodzie Hiszpanii, zawierającą do pół tony plutonu.
17 stycznia 1966 roku amerykański bombowiec B-52 zderzył się z latającą cysterną KC-135 podczas tankowania w powietrzu. Jedna z czterech bomb B28, w które był uzbrojony, wpadła do Morza Śródziemnego; wydobyto ją po kilku tygodniach. Trzy bomby spadły na ziemię w pobliżu rybackiej wioski Palomares. Wybuchły konwencjonalne ładunki dwóch z tych bomb, rozrzucając pluton na znacznym obszarze.
Amerykanie starali się wprawdzie uprzątnąć po katastrofie, usuwając 1300 metrów sześciennych skażonej ziemi, ale do dziś pozostało jej tam ok. 50 tysięcy metrów sześciennych. Hiszpanie podkreślają, że nie mają miejsca, w którym mogliby ją zmagazynować, a pozostanie ona radioaktywna jeszcze przez tysiąc lat. Domagają się od USA pełnej rekultywacji miejsca katastrofy z 1966 roku.
Gazeta "El Pais" napisała, powołując się na nieokreślonych bliżej przedstawicieli władz hiszpańskich, że USA obawiają się, iż podobne żądania mogą wysunąć inne kraje, w których Amerykanie dokonywali próbnych wybuchów atomowych.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.