Wojna na Ukrainie to nie tylko starcia zbrojne, ale tak naprawdę walka dobra ze złem. Z wielu twarzy spadły maski i zło ujawniło swoje prawdziwe oblicze. Tak wojnę za naszą wschodnią granicą ocenia w rozmowie z KAI siostra Anna Drozd z greckokatolickiego Zgromadzenia Sióstr Służebnic Niepokalanej Panny Maryi, dyrektorka Ekumenicznego Domu Pomocy Społecznej w Prałkowcach i kierująca Fundacją Wsparcie & Nadzieja. Opowiedziała również m.in. o codziennej pracy z uchodźcami z Ukrainy i o roli modlitwy w tej posłudze.
Krzysztof Tomasik (KAI): W zeszłym tygodniu byliśmy świadkami rosyjskiego ataku rakietowego na Winnicę, zginęły dziesiątki osób, były setki rannych i tak jest codziennie na Ukrainie… Tak po prostu, po ludzku, jak przeżywasz i dajesz sobie radę w czasie tej okrutnej wojny?
S. Anna Drozd: Każdy taki kolejny atak jest momentem, w którym uświadamiasz sobie, że giną ludzie niewinnie i zupełnie niepotrzebnie. Pojawia się uczucie bezradności i pytanie: dlaczego tak się dzieje? Cóż, zazwyczaj, w bólu milczymy…
Od 24 lutego przeżywamy cierpienie milionów ludzi dzień w dzień. Przez nasz dom przewijają się uchodźcy z różnych części Ukrainy. Stykamy się bardzo blisko z tragedią osób, które tracą wszystko: dom, rodzinę, bliskich. Spotykamy ich twarzą w twarz, nie przez ekrany telewizji czy internetu, ale bezpośrednio. Niestety wojna stała się rzeczywistością, bólem, który widzimy w oczach matki, dziecka, nastolatka, którym zabrano poczucie bezpieczeństwa, możliwość normalnego życia, dach nad głową. Wspieramy ich jak możemy, choć nie jest nam obce poczucie bezradności, gdyż jest to kropla w morzu potrzeb.
Cieszy nas, że mogliśmy dać im u nas chwilę wytchnienia. Wykorzystując wszelkie znajomości w Europie i na świecie, głównie matkom z dziećmi udało się znaleźć zakwaterowanie na dłuższy pobyt w Niemczech, Austrii, Hiszpanii, we Włoszech czy w Kanadzie.
Część została u nas: seniorzy, osoby chore, niepełnosprawne oraz trójka młodych ludzi w wieku 15-19 lat bez rodziców. Ich mama pozostała w Dnieprze, gdzie pracuje jako pielęgniarka w szpitalu wojskowym, ale zależało jej, aby uchronić dzieci. Co będzie z nimi dalej, jeszcze nie wiadomo. Starają się o dokumenty, ale ze względu na problemy z wizą utknęli w Polsce i czekają. Potrzebują zabezpieczenia materialnego i względnie stabilnej przyszłości, ale na razie są zawieszeni w próżni i przez to bardzo nieufni. To dla nich naprawdę trudny czas, wyrwani z domu, zagubieni wśród obcych ludzi.
To są traumatyczne przeżycia…
O swoich traumach nie chcą za wiele mówić. Próbujemy z nimi rozmawiać, ale potrzebują czasu, aby się zaadoptować i pogodzić ze swoim losem. Po prostu jesteśmy z nimi.
Cały czas zajmujecie się też organizowaniem pomocy nie tylko tu, na miejscu, ale także na Ukrainie.
Udało się nam nawiązać współpracę z wolontariuszami z różnych krajów Europy oraz Kanady i USA. Przyjeżdżali, pracowali w punkach recepcyjnych, na granicy, a niektórzy pojechali na Ukrainę, aby tam pomagać. Byli wśród nich lekarze, pielęgniarki, psycholodzy, prawnicy, studenci. Ale oni też potrzebowali gdzieś odpocząć, nabrać sił i właśnie nasz ośrodek stał się dla nich takim miejscem odpoczynku, nabrania oddechu. Nadal przyjeżdżają.
W miarę możliwości organizujemy pomoc materialną, zbieramy żywność, środki higieniczne, rzeczy dla dzieci a dla żołnierzy apteczki pierwszej pomocy, opatrunki które przekazujemy na Ukrainę. Do zbiórki dołączyli się również wolontariusze z zagranicy.
Otrzymujemy czasami listę potrzebnych rzeczy z ośrodków z Ukrainy, gdzie przebywają dzieci, sieroty i uchodźcy. Ostatnio dostałam taki spis z sanatorium w Karpatach, gdzie obecnie przebywa 140 dzieci i sierot. Potrzebują podstawowych środków do życia, w tym żywności. Próbujemy zorganizować dla nich transport pomocy humanitarnej. Zdarza się, że szpitale potrzebują specjalistycznych materiałów, np. cewników dla noworodków – udało nam się je zdobyć i wysłaliśmy do Lwowa, aby ratować życie tych małych istot.
Współpracujemy z różnymi organizacjami, wspólnotami parafialnymi we Lwowie i organizacją Płast, która zapewnia transport rzeczy na Ukrainę. Mają wypracowane ścieżki z Polski do Lwowa a później dalej w regiony Dniepru, Zaporoża, Charkowa czy Kijowa, czyli tam, gdzie przebywa dużo osób potrzebujących wsparcia. Docierają również do walczących żołnierzy. To bardzo ważne.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.