Dwóch demonstrantów zginęło w piątek w mieście Taizz, w południowo-zachodnim Jemenie, gdy siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do uczestników antyrządowej manifestacji - poinformował tamtejszy szpital. Ponad 200 osób jest poszkodowanych.
Jak sprecyzowano, po interwencji sił bezpieczeństwa 25 osób zostało postrzelonych, a ok. 200 ucierpiało w wyniku użycia przez funkcjonariuszy gazu łzawiącego. Świadkowie relacjonowali, że funkcjonariusze chcieli rozpędzić manifestantów zbierających się w pobliżu placu Wolności.
Taizz jest jednym z epicentrów protestów przeciwko reżimowi prezydenta Alego Abd Allaha Salaha, które wybuchły na początku stycznia.
W piątek rządzący od ponad 30 lat prezydent odrzucił propozycję mediacji krajów Zatoki Perskiej, która zakładała przekazanie władzy przez Salaha w zamian za gwarancję immunitetu dla niego oraz jego rodziny. 65-letni Salah jest sojusznikiem USA, które wspierają finansowo Sanę w zwalczaniu Al-Kaidy. Prezydent, mimo że porzucony przez część wojska oraz przywódców plemiennych i religijnych, ostrzega przed groźbą chaosu w kraju, jeśli zostanie siłą zmuszony do oddania władzy.
Jemen, jeden z najbiedniejszych krajów arabskich, oprócz szyickiej rebelii na północy boryka się również z separatystycznym ruchem na południu oraz wzrostem wpływów i wzmożoną działalnością Al-Kaidy. Obecna fala protestów w Jemenie, których bilans przekracza już sto ofiar, została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka.
Jednak jego poglądy nie zawsze są zgodne z katolickim nauczaniem.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.