Nowy rząd, który przejmie władzę po niedzielnych wyborach parlamentarnych w Hiszpanii, zastanie kraj w głębokim kryzysie. Przyjdzie mu podejmować decyzje w środku finansowej zawieruchy, wobec groźby nowej fali recesji, co znalazło wyraz w kampanii wyborczej.
Decyzja o rozpisaniu wcześniejszych wyborów przez premiera Jose Luisa Zapatero z Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) została podyktowana klęską partii w majowych wyborach samorządowych. Był to znak całkowitej utraty społecznego zaufania wobec rządzących. Argumentem za przesunięciem wyborów z marca na listopad było przekonanie, że pozwoli to PSOE ocalić resztki poparcia.
Przy bardzo niekorzystnych wskaźnikach ekonomicznych, w atmosferze wielkiego społecznego niezadowolenia (80 proc. Hiszpanów ocenia sytuację polityczną jako bardzo złą), wśród protestów wielu grup zawodowych i społecznych przeciwko polityce rządu, kampania wyborcza koncentrowała się na receptach na wyprowadzenie kraju z kryzysu.
Ale trudno było o konkrety czy merytoryczną debatę o koniecznych reformach strukturalnych. Strategia wyborcza PSOE opierała się na straszeniu społeczeństwa monopolem władzy opozycyjnej Partii Ludowej (PP), której konserwatywny światopogląd ma przede wszystkim stanowić zagrożenie dla zwolenników aborcji czy praw związków homoseksualnych.
Ludowcy natomiast, przekonani o zwycięstwie i uspokajani wynikami sondaży, nie musieli podejmować wzmożonego wysiłku, by walczyć o poparcie. Nie zaprzątali sobie głowy odpieraniem ataków ze strony socjalistów, bo - jak powtarzał ich lider Mariano Rajoy - jedynym wrogiem PP jest kryzys i bezrobocie.
Kampania toczyła się w rytm kolejnych informacji o sytuacji finansowej kraju i na rynkach europejskich. Tradycyjnie polegała na podróżach polityków po kraju i wiecach.
Adela Cortina z Uniwersytetu w Walencji oceniła w dzienniku "El Pais", że kampania wyborcza była nudna i nie służyła informowaniu wyborców o programach kandydatów do parlamentu. Przybrała formę gry z efektami specjalnymi, oddziałującymi na emocje społeczeństwa. Cortina uznała to za przykład wyborczego neuromarketingu, prowadzonego przez ekipy doradców i fachowców od kreowania wizerunku.
"Kiedy mity zastępują programy, doradcy od wizerunku - polityków, a manipulacja emocjami - argumentację, wtedy nie mogę uniknąć ogromnego zniechęcenia" - powiedziała Cortina.
Według wszystkich sondaży pewnym zwycięzcą wyborów będzie PP. Rząd pod wodzą Rajoya jako czwarty w historii demokratycznej Hiszpanii ma szansę na zdobycie absolutnej większości w parlamencie. Niektórzy przewidują, że dojdzie do największej w historii porażki rządów socjalistów, którzy zostaną ukarani za brak skuteczności w rozwiązywaniu palących problemów gospodarczych i społecznych.
Według badań instytutu Metroscopia, PP uzyska 14,5 pkt proc. przewagi nad PSOE. Przy poparciu 45,4 proc. może liczyć na blisko 196 mandatów w 350-osobowym Kongresie Deputowanych. Na bezwzględne zwycięstwo PP może liczyć w Andaluzji, Katalonii i Kraju Basków.
PSOE może spodziewać się poparcia blisko 31 proc. i zdobycia 110-113 mandatów.
Szacuje się, że część rozczarowanych wyborców PSOE odda głos na Zjednoczoną Lewicę, która przy blisko 9 proc. poparcia ma szansę na 11 posłów. Swoją pozycję wzmacnia też baskijska socjaliberalna partia Związek, Postęp i Demokracja z 4,2 proc. poparcia oraz katalońska centroprawicowa Unia i Konwergencja zdobywająca w sondażach 3,3 proc. głosów. Poparcie dla pozostałych mniejszych partii oscyluje w okolicach 1 proc.
Przewiduje się, że frekwencja wyborcza wyniesie 70 proc,, a liczbę niezdecydowanych wyborców szacuje się na ok. 30 proc.
Zmiana na stanowisku lidera partii z Zapatero na Alfredo Rubalcabę, jaka nastąpiła w PSOE po wyborach lokalnych, miała na celu zwiększenie szans socjalistów na lepszy wynik w wyborach do Kortezów. Choć początkowo posunięcie to zostało pozytywnie odebrane przez opinię publiczną, to obecnie Rajoy jest postrzegany jako przywódca lepiej przygotowany do rządzenia krajem, z lepszym programem walki z kryzysem i bezrobociem oraz szansami na stworzenie skutecznego rządu.
To, że lider PP cieszy się większym zaufaniem i sympatią, potwierdziło się również w trakcie jedynej telewizyjnej debaty wyborczej 7 listopada. Oglądany przez 12 mln widzów pojedynek między Rajoyem i Rubalcabą zakończył się według mediów zwycięstwem kandydata PP.
Nie dając za wygraną, Rubalcaba, zgodnie ze swoim wyborczym hasłem "Walcz o to, czego pragniesz", prowadził intensywną kampanię. Odbywając nawet do sześciu spotkań dziennie, do ostatnich chwil walczył o głosy niezdecydowanych i tych, którzy nie zamierzają uczestniczyć w wyborach.
Pewny zwycięstwa szef PP ze spokojem zapewniał, że jest w stanie stawić czoło kryzysowej sytuacji oraz stworzyć nowe miejsca pracy. Niechętnie odpowiadając na pytania o przyszłe cięcia budżetowe, zapewnia, że nie dojdzie do nich w sferze płac i wynagrodzeń, że nie podniesie podatków oraz że dotrzyma zobowiązań wobec UE co do zbicia deficytu do poziomu 4,4 proc. w 2012 r.
Jak powiedział w rozmowie z PAP Felipe Domingo Casas, prawnik i były doradca polityczny, społeczeństwo hiszpańskie oczekuje od nowego rządu tego, czego w rzeczywistości nie może on dać. Tak naprawdę więc społeczeństwo oszukuje samo siebie - tłumaczy Casas. Nie można przecież domagać się od rządu, by z dnia na dzień wyprowadził kraj z kryzysu, przywrócił pracę i mieszkania tym, którzy je stracili z powodu zadłużenia, czego domagają się uliczni manifestanci. Jeśli nie poprawi się sytuacja na rynkach europejskich i światowych, to Hiszpania będzie nadal tak samo albo jeszcze bardziej pogrążona w recesji.
Zdaniem ekonomisty Jose Garcii Montalvo z Uniwersytetu w Barcelonie, nowo wybrany premier nie będzie miał zbyt wiele czasu, by świętować wyborcze zwycięstwo, bo na jego biurku będą już czekały cztery teczki zatytułowane: finanse, deficyt, gospodarka, bezrobocie, a każda z nich z notatką "pilne!".
Obok wielkich wyzwań, które staną przed nowym gabinetem w sferze gospodarczej, jest również konieczność odbudowania zaufania do instytucji i urzędników państwowych oraz przełamanie olbrzymiej niechęci społeczeństwa do ogółu klasy politycznej i czynnego udziału w polityce.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.