Prokuratura w Gliwicach umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Roberta Dziekańskiego. Chodzi o głośny wypadek śmiertelnego porażenia Polaka paralizatorem przez policjantów na lotnisku w Vancouver.
Sprawa została umorzona z braku dowodów, bo strona kanadyjska odmówiła zrealizowania pomocy prawnej. Chodziło m.in. o przesłuchanie interweniujących policjantów oraz o opinie techniczną na temat użytej przez nich broni.
Robert Dziekański mieszkał w Gliwicach. Miał 40 lat, gdy zginął. Leciał do matki, planował na stałe osiedlić się w Kanadzie. Ponieważ nie znał angielskiego, 10 godzin błąkał się po terminalu. W końcu zaczepili policjanci. Twierdzili potem, że Polak był agresywny. Jednak nagranie z lotniskowych kamer tego nie potwierdziło.
Badająca sprawę komisja z Vancouver uznała, że użycie przez funkcjonariuszy paralizatora było przedwczesne i nieadekwatne. Czterej policjanci zostali oskarżeni o składanie fałszywych zeznań, a ich proces ma się rozpocząć w przyszłym roku. Kanadyjska policja publicznie przeprosiła matkę zabitego i postanowiła wypłacić jej odszkodowanie.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.