Senatorowie ponownie zajęli się wczoraj projektem ustawy o rejestracji związków między osobami tej samej płci - informuje Nasz Dziennik.
To, czego Kościół naucza i czego broni, to nie są "poglądy", bo "poglądy" może mieć jakiś pojedynczy teolog czy prawnik. To, czego Kościół broni, to prawda objawiona przez Boga i zapisana w samej istocie człowieka mocą tajemnicy stworzenia. Ta prawda rozstrzyga o tożsamości i powołaniu człowieka i jest niezależna od poglądów jakiegokolwiek pojedynczego człowieka. Jest nawet niezależna od woli człowieka i od najbardziej szczerych pragnień niektórych grup, usiłujących tę prawdę zmienić. Ktoś, kto rozmyślnie odrzuca tę prawdę - oznaczającą wewnętrzny związek płci z przymierzem małżeńskim ustanowionym przez Boga - odrzuca swoje człowieczeństwo i stacza się na poziom zwierzęcia, które reaguje jedynie na podniety hormonalne. To nie jest prawda, że projektowana ustawa nie zamierza podważać "tradycyjnego małżeństwa". Małżeństwo nie jest tylko "tradycyjne", ono jest składnikiem prawdy antropologicznej, będącej podstawą wszelkiej tradycji godnej człowieczeństwa. Wprowadzenie podobnej ustawy, o której mówi pani Szyszkowska, oznaczałoby - w kontekście argumentu o zniesieniu "dyskryminacji" - zrównanie prawno-publiczne małżeństwa i "związków partnerskich". Miałoby to taki skutek, że w świadomości społecznej obie formy związku byłyby traktowane jako równoważne i alternatywne, wskutek czego nie brałoby się pod uwagę elementów, którymi się różnią, lecz te elementy, które są im "wspólne". Taka implikacja jest nieunikniona, skoro dwie formy współżycia stawia się na tej samej płaszczyźnie prawnej i obyczajowej. Co oznacza z punktu widzenia formowania się obyczaju społecznego takie zrównanie małżeństwa z czymś, co nie jest małżeństwem, a nawet jest jego poniżającą karykaturą? Otóż oznacza to, że w spojrzeniu popularnym, nawykłym z natury do uogólnień, doszłoby do głosu przekonanie, że w jednym i drugim związku istotne jest tylko to, że tu i tam "chodzi po prostu o seks", mniejsza o to, w jakiej postaci. Byłaby to forma pełnego "zrównania", czyli usunięcie "dyskryminacji", uzyskane za cenę antropologicznej, moralnej, kulturowej i duchowej (religijnej) degradacji małżeństwa i całej charyzmatycznej głębi otwartej w sercu przymierza małżeńskiego przez Stwórcę. Byłby to taki zamach na rodzinę ludzką i po prostu na człowieczeństwo, wobec którego (zamachu) Kościół zawsze miał - i ma - obowiązek powiedzieć głośno: "non possumus!". Stąd pomimo "łagodnego" charakteru projektowanej ustawy widać w niej takie dno, które przeraża każde wrażliwe sumienie. A może chodzi o to, aby metodą "łagodną" uśpić i zneutralizować każde sumienie, do czego wytrwale dążą wszystkie antypolskie media?
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.