Wydaje mi się, że Raport pełen jest mało znaczących słów, opisów sytuacji, insynuacji, które, nagromadzone razem, stwarzają wrażenie wielkiej konspiracji i wszechwiedzy agentów, a to jest tylko obalanie zamku z kart - czytamy w datowanym 4 czerwca br. tekście "Smutne refleksje po przeczytaniu 'raportu' skazującego", noszącym podpis o. Konrada Hejmo.
To co przeżyłem, zwłaszcza przez 21 lat przy Ojcu Świętym, tego nikt mi nie odbierze, nawet IPN. Radość i trud służenia Papieżowi i polskim pielgrzymom przeżywały ze mną razem Siostry Antoninki, za co jestem Im dziś ogromnie wdzięczny. Były zawsze ze mną, nawet wtedy, gdy nas wyrzucono z Pfeiffer, Nikt nam wtedy nie pomógł. Pozostają wierne do chwili obecnej. A dom, który sami wyszukaliśmy i od 2001 roku pozostaje, według prawa włoskiego, pod wyłącznym kierownictwem naszej Wspólnoty, powinien przetrwać jeszcze do wygaśnięcia kontraktu. Przez nasze działania przewinęło się około 4 miliony Polaków, z których duży procent dotarł blisko do Osoby Ojca Świętego. Mam nadzieję, że przynajmniej jakiś procent z tych szczęśliwców, którzy mają zdjęcie z Ojcem Świętym, jest ze mną w tych dramatycznych dla mnie dniach, gdy ludzie szukający zasłony dymnej, albo poparcia przed-wyborczego, „przypadkowo" odkryli moją teczkę i teraz pastwią się jak sępy nad padliną, traktując gromadzone przez esbeków słowa, opisy różnych zdarzeń i złośliwości, jako szczytowy wytwór inteligencji ludzkiej, wierząc jedynie komunistom. 4. Spotkanie czerwcowe, 5.06.1983 roku, w Warszawie jest w „Teczce" szczególnie podkreślone, gdyż według zamierzeń policyjnych, musiała zostać zachowana czasowa ciągłość mojej domniemanej współpracy z SB, a faktycznie kontakty przerwane zostały już w 1982 roku, Z polecenia Ks. Arcybiskupa Dąbrowskiego przyleciałem do Warszawy załatwiać sprawy związane z drugą pielgrzymką Papieża do Polski, którą wyznaczono na 16 - 23 czerwca 1983 roku. Według programu miałem szybko wracać do Rzymu, gdyż z Ojcem Świętym miał przylecieć mój Szef Ks. B. Lewandowski. Spieszyłem się, tymczasem na lotnisku czekali na mnie jacyś panowie utrzymując, że są od Arcybiskupa Dąbrowskiego i zawiozą mnie do Sekretariatu. Po drodze mamy jeszcze do załatwienia sprawy przygotowawcze do Wizyty papieskiej. Zawieziono mnie na Pragę, do jakiegoś domu, następnie na Starówkę, niby na kawę, a ostatecznie zamówili w restauracji, mały obiad. Oponowałem. Wreszcie oświadczono mi, że do Rzymu nie wracam i zostaję na wizytę Papieża, gdyż Ks. Lewandowski nie przyjedzie. Dla mnie była to rewelacja. Zawsze tęskniłem do Polski. W końcu zawieziono mnie do Sekretariatu. O ile pamiętam, nie było nic specjalnego w rozmowach - dla nich ważny był kontakt. I oczywiście zostawili w „Teczce" rachunek za obiad z koniakiem dla biednego zakonnika... Nie pamiętam, ale z pewnością także przy następnych pobytach Papieża w Polsce wynotowywali, że znów spotkaliśmy się w Biurze Prasowym... Takie było życie...
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.