Chińskie czasopismo kulturalne Lens opublikowało artykuł o obozie pracy przymusowej Masanjia, w północno-wschodniej prowincji Liaoning, poruszający sprawę torturowania więźniów.
Są oni bici po twarzy pałkami elektrycznymi, wieszani za ręce i sadzani przez godziny na tzw. tygrysim taborecie (tiger stool). Choć artykuł szybko zniknął z internetu, to jednak samo jego pojawienie się może świadczyć o zmianach zachodzących w Chinach.
"To zadziwiające, że takie materiały zostały w ogóle opublikowane. Nie wierzę, że to byłoby w ogóle możliwe bez jakiegoś przyzwolenia z góry"- uważa Corinna-Barbara Francis, która z ramienia Amnesty International bada warunki życia i pracy więźniów w chińskich obozach pracy. W Chinach na uniwersytetach a nawet w rządzie rozlegając się głosy domagające się zmian w tej dziedzinie. W marcu sam premier Li Kequiang oświadczył, że "rząd przygotowuje plany reform w systemie obozów reedukacyjnych". Francis zauważa jednak, że także i ta wiadomość szybko zniknęła z mediów, co oznacza, że dalej nie wiadomo kiedy zostaną wprowadzone reformy i jak daleko się posuną.
O sytuacji panującej w Masanjia i innych obozach opowiadają agencji AFP byli więźniowie, członkowie sekty Falun Gong, którym po odbyciu kary udało się przedostać do USA. Wang Chunying, aresztowana w 2007 r. opowiada, że była zmuszana do wyrzeczenia się swojej wiary za pomocą tortur. Byłam skuta przez 16 godzin między dwoma łóżkami, bez jedzenia i wody. Policjanci kopnięciami rozsuwali łóżka coraz dalej, tak że zaczęły krwawić mi nadgarstki". Każdego dnia od 8 do 11.30 musieliśmy słuchać prelekcji i oglądać filmy, które chciały nam zohydzić Falun Gong. Następnie zaczynała się praca, w moim wypadku przy produkowaniu sztucznych kwiatów. Wiele osób dostawało tam wysypki i ataków kaszlu z powodu chemikaliów i zatrutego powietrza".
Opis niewolniczej pracy w Masanjia został znaleziony także w dekoracji halloweenowej, zakupionej w sklepie Kmart w stanie Oregon 23 grudnia 2012 r. Na ukrytej kartce napisano m.in. w języku angielskim, że "produkt został złożony w sekcji 8, departamentu II-go, w którym pracuje wielu członków Falun Gong umieszczonych tam bez żadnego procesu". Prawo amerykańskie zabrania importowana produktów pochodzących z obozów pracy przymusowej. Znaleziony list jest badany pod kątem jego autentyczności przez amerykańskie służby imigracyjne i celne.
Inna była więźniarka, Zhang Liaying została wraz z mężem aresztowana w czasie Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 r. za udzielenie wywiadu działaczom Unii Europejskiej na temat sytuacji religijnej w Chinach. "Ponad 12 policjantów rzuciło męża na podłogę. Rozebrało go i biło po całym ciele pałkami elektrycznymi". Z kolei Ma Chunmei została aresztowana na placu Tainanmen w czasie demonstracji członków Falun Gong. "W obozie pracy w północno-wschodniej prowincji Jilin musiałam pracować 19 godzin dziennie przy produkcji pałeczek do jedzenia ryżu, wykałaczek oraz książek dla dzieci. Pewnego razu policjanci bili mnie pałkami elektrycznymi i jednocześnie kopali. Myślałam, że serce tego nie wytrzyma. Wymiotowałam krwią, ale ciągle odmawiałam wyrzeczenia się moich przekonań religijnych". Policjantom zależało na zdobyciu "przyznania się do winy", bo wiązało się to dla nich z nagrodami. Jednoocznie zabronili mi mówić o torturach, a okna pokoju przesłuchań były zakryte gazetami" - wspomina.
Obóz w Masanjia został założony głownie z myślą o członkach sekty Falun Gong. Po 1999 r. została ona uznana przez władze za "zły kult". Jest ona oparta na elementach buddyzmu, taoizmu i konfucjanizmu i kładzie nacisk na ćwiczenia w oddychaniu. Wiele innych obozów pracy istnieje w Chinach od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Według danych rządowych, przebywa tam stale 60 tys. więźniów, ale w raporcie ONZ z 2009 r. jest mowa o 190 tys. więźniów.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.