Agnieszka Radwańska, rozstawiona z numerem czwartym, awansowała do półfinału wielkoszlemowego turnieju na trawiastych kortach w Wimbledonie (z pulą nagród 22,56 mln funtów). Polska tenisistka wygrała we wtorek z Chinką Na Li (nr 6.) 7:6 (7-5), 4:6, 6:2.
Pochmurne, chłodne i wietrzne popołudnie przy odsłoniętym dachy Kortu Centralnego, czyli dość zmiennych i nieprzewidywalnych warunkach do gry. Na otwarcie przegrany serwis Radwańskiej i to do zera. Drugi gem identyczna "wpadka" Li. Na twarzach sporej grupy chińskich dziennikarzy zdziwienie. Z mniej licznego "polskiego" sektora pada prowokacyjne "women's tennis", ale nie ociepla to stosunków z mediami zza Wielkiego Muru.
Te były napięte już od rana, co dało się wyczuć w niewielkiej salce na czwartym piętrze Millenium Building. Wypełniają ją najliczniej właśnie przedstawiciele prasy z "Kraju Środka", a w mniejszości dziennikarze belgijscy, niemieccy, szwajcarscy, rosyjscy i polscy - ci ostatni dosłownie otoczeni z dwóch stron przez chińskich.
Tymczasem na korcie zawodniczki utrzymują swoje serwisy, walcząc w długich wymianach z linii głównej. Ten rytm zaburzają sporadyczne prośby o sprawdzenie decyzji arbitrów liniowych przez elektroniczny system "Hawk Eye". Pierwsza skorzystała z niego Polka i jak się okazało słusznie, ale i tak musi przekonywać sędzię na stołku, że zamiast przyznanego błędnie punktu rywalce należy powtórzyć wymianę.
Potem na podobny krok decyduje się Chinka, również z pozytywnym skutkiem, ale zostaje omyłkowo skrzywdzona, bo zamiast przewagi jest konieczna powtórka walki o nią. Ze złością "odbiera swoje" pewnym smeczem, a później serwisem, wyrównując na 4:4.
Dalej Li przełamuje podanie rywalki na 5:4, a zaraz po tym marnuje cztery setbole przy własnym i jest 5:5. Chwilę wcześniej widownia zachowuje czujność głośno reagując z niezadowoleniem na błędnie wyświetlone wcześniej 6:4.
Przy stanie 6:6 jest tie-break. Li odskakuje na 3-1 i 5-3, ale zwycięża siła spokoju Polki i jej sokole oko, poparte siłą elektronicznego odpowiednika. Przy 5-5 sprawdza bowiem kończący bekhend rywalki po linii, a ten okazuje się autowy. Zaraz po tym wykorzystuje pierwszego setbola po 67 minutach gry.
Nieoczekiwana przerwa, która zmusza zawodniczki do pospiesznej ucieczki do szatni przed przelotnym opadem, ale i kortowymi przykrywającymi trawę plandeką i wszystko, czego nie zdołały zabrać.
Z dużej chmury mały deszcz i po niespełna kwadransie przerwy kort jest już odsłonięty, a tenisistki wznawiają grę nawet bez skróconej rozgrzewki. Li utrzymuje serwis bez straty punktu, a potem przegrywa trzy kolejne gemy. Jednak odrabia stratę "breaka" w ósmym gemie.
W dziewiątym wygrywa swoje podanie, choć po drodze trzy punkty zdobywa dzięki piłkom szczęśliwie prześlizgującym się po necie. W następnym przełamuje przeciwniczkę i to przy pierwszym setbolu. Polka prosi o przerwę medyczną, podczas której na jej prawym udzie pojawia się szeroka opaska uciskowa.
Polka lepiej rozpoczyna decydującą partię i wychodzi na 2:0, ale w trzecim gemie, przy serwisie i przewadze Li deszcz zmusza organizatorów do zasunięcia dachu. Akcja trwa ponad 20 minut, nim udaje się wznowić grę, pierwsza piłka i zarazem gem dla Chinki.
Polka nie traci jednak werwy i odskakuje na 5:1, ale w tym momencie jej serię przerywa Li, broniąc chwilę wcześniej dwie piłki meczowe.
To była jednak tylko zapowiedź istnego horroru, bowiem w kolejnym gemie nie wykorzystuje prowadzenia 40-15 i jeszcze dwóch przewag. Do tego w heroiczny sposób próbuje powstrzymać Polkę przed zwycięstwem przy pięciu kolejnych okazjach, ale przy ósmym meczbolu wyrzuca forhend na aut, po dwóch godzinach i 43 minutach.
Czwarta w rankingu WTA Tour Radwańska jest najwyżej notowaną uczestniczką ćwierćfinałów, po odpadnięciu w czwartej rundzie broniącej tytułu Amerykanki Sereny Williams.
To celnie skomentował John McEnroe na antenie telewizji BBC: "Jest ciekawie, bo dziewczyny wiedzą już, że tym razem nie walczą tylko o drugie miejsce". To przed rokiem przypadło Radwańskiej, po trzysetowej porażce w finale z Williams. W półfinale krakowianka spotka się w czwartek z Niemką o polskich korzeniach Sabine Lisicki (nr 23.).
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.