Kryzys w Darfurze staje się jednym z wielu zapomnianych przez świat konfliktów – przestrzega międzynarodowa organizacja „Lekarze bez Granic”.
Medycy niosący pomoc uchodźcom z Darfuru przypominają, że w wyniku toczących się walk tylko w ostatnich miesiącach ten zapalny region Sudanu opuściły tysiące ludzi szukając schronienia w sąsiednim Czadzie. „Niestety warunki życia w obozach są bardzo ciężkie, szerzy się także przemoc. Brakuje międzynarodowego wsparcia” – mówi Stella Egidi z organizacji „Lekarze bez Granic”.
„Działamy głównie w regionie Tissi, obejmującym południowo-wschodni Czad. Jest to teren, gdzie przybywa wielu uchodźców z Darfuru. Warunki, w jakich żyją, są naprawdę dramatyczne. Niestety większość ludzi umiera tam na skutek przemocy. Każdego tygodnia na własne oczy widziałam co najmniej kilkudziesięciu zabitych, przemoc kwitnie – podkreśla włoska lekarka. – Wielu zranionych potrzebuje pomocy medycznej. Do tego dochodzi trwająca właśnie pora deszczowa, która utrudnia niesienie pomocy. Zalane drogi nie pozwalają na sprawne dostarczenie leków czy choćby dotarcie lekarzy do chorych. Z każdym dniem rośnie też ryzyko wybuchu epidemii. Odnotowaliśmy wiele przypadków żółtaczki, cholery i malarii. Oczywiście, jak zwykle w takich sytuacjach konfliktowych, pierwszymi ofiarami są dzieci”.
Należał do szkoły koranicznej uważanej za wylęgarnię islamistów.
Pod śniegiem nadal znajduje się 41 osób. Spośród uwolnionych 4 osoby są w stanie krytycznym.
W akcji przed parlamentem wzięło udział, według policji, ok. 300 tys. osób.
Jego stan lekarze określają już nie jako krytyczny, a złożony.
Przedstawił się jako twardy negocjator, a jednocześnie zaskarbił sympatię Trumpa.
Ponad 500 dzieci jest wśród 2700 przypadków cholery, zgłoszonych pomiędzy 1 stycznia a 24 lutego.