Dla Radia Watykańskiego o wielowymiarowej pracy z umierającymi dziećmi, o
nowym stylu opieki nad pacjentem, który ukształtował się w hospicjach i może
być wzorem dla całej służby zdrowia, a także o watykańskim kongresie
poświęconym opiece nad chorymi dziećmi opowiadają jego polscy uczestnicy.
- Właśnie z perspektywy międzynarodowego kongresu, który się zakończył w Watykanie, chciałam zapytać o stan polskiej służby zdrowia. Jeżeli już mówimy o służbie zdrowia w Polsce, to przeważnie narzekamy, krytykujemy, mówimy, co jest złe. A jak by to ocenił Pan Doktor w perspektywie tego, coście usłyszeli?
ZB: Elisabeth Kubler-Ross w jednej z książek powiedziała: „naprawianie świata zacznij od siebie”. Idąc do opieki paliatywnej czy do chorego, mamy własną perspektywę oceny świata. Jeśli będziemy uciekali od... no, choćby od ewangelicznego: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych...”, to będziemy uciekali od różnych wyzwań, które nam stawia życie. Nie da się zadekretować wszystkiego. W tym względzie nasza polska służba zdrowia jest oparta na duchowości. Okazuje się, że w zespole ważny jest duchowny. Ale powinniśmy się ze sobą komunikować. Musimy ze sobą rozmawiać o pacjencie. Nie może być tak, że ktoś idzie na swój własny obchód i jakby zamyka się na rzeczywistość innych. W wielu szpitalach organizowane są odprawy, w których opowiada się o psychice pacjenta. Psycholog mówi jak zaradzić. Każdy z członków takiego zespołu jest ważnym elementem, bo pracuje na całość.
ES: Myślę, że społeczeństwo wiele bardziej dba o dzieci, które jeszcze można wyleczyć, którym można przywrócić zdrowie, i to bardzo dobrze. Natomiast należałoby zwrócić uwagę również na te dzieci, które odchodzą, bo jeśli społeczeństwo nie będzie w stanie pomóc tym dzieciakom, które odchodzą, to już nikt nigdy nie będzie w stanie tym dzieciom niczego zaoferować.
PK: Myśląc o służbie zdrowia nie tylko z perspektywy opieki paliatywnej, hospicyjnej, ale w ogóle, wydaje mi się, że jesteśmy zmęczeni ciągłą dyskusją o służbie zdrowia i oczekiwaniem na reformy. Natomiast one rzeczywiście, z jednej strony powinny mieć wymiar polityczny decyzji, które zapadają na najwyższych szczeblach, i tutaj chyba wszyscy powinniśmy życzyć sprawującym władzę, żeby mieli odwagę i te decyzje podjęli. Po drugie, myślę, że jest to też bardzo ważna sfera, w której wszyscy mamy dużo do powiedzenia. „Zacznij od siebie”. Te zmiany nie powinny dotyczyć tylko nowych umiejętności, nowych zasobów wiedzy, bo medycyna staje się coraz bardziej specjalistyczna, coraz bardziej stechnologizowana, ale to też ma być inwestycja w człowieka. Myślę, że dzisiaj medycyna się bardzo zdehumanizowała i dobrze, że takie konferencje są okazją do spotkania przedstawicieli świata lekarskiego, pielęgniarskiego, psychologicznego, duszpasterskiego, ludzi wielkiej nauki i praktyków, i to pod auspicjami Kościoła. Zajmujemy się tym samym człowiekiem, choć na różne sposoby. Powinniśmy zintegrować nasze działania. Nie jesteśmy dla siebie wrogami, przeciwnikami, ani ludźmi, którzy mają po korytarzu przechodzić obok siebie udając, że siebie nie widzą.
Doświadczyłem tego, kiedy zaraz po święceniach zostałem kapelanem. Wchodziłem do szpitala i zatrzaskiwały się drzwi dyżurek lekarskich, pielęgniarki udawały, że mnie nie widzą. Ja też nie wiedziałem, jak się mam do nich odezwać. Dopiero mądry kapelan, śp. ks. Dudkiewicz powiedział mi: Jeśli chcesz dobrze opiekować się chorymi, idź do dyżurki pielęgniarek, one ci powiedzą, kto ciebie potrzebuje. Do wszystkich nie zdążysz dojść, jest ich zbyt wielu, a one ci powiedzą, do kogo trzeba pójść. Potem spokojnie, powoli zaprzyjaźnij się z lekarzami, może zaczynając od tego, że nie muszą ci za każdym razem mówić „Szczęść Boże”, „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, bo być może czują się z tym niekomfortowo w tym środowisku, w którym się mówi „Dzień dobry”. I ja rzeczywiście nie namawiam, zwykle pozdrawiam jednym i drugim powitaniem, oni potem sobie wybierają właściwą odpowiedź, ale chodzi o to, żeby te względy formalne nie stały się barierą, która nam się nie pozwoli spotkać. W takim interdyscyplinarnym zespole wszyscy mówimy sobie po imieniu. Wszyscy potrafimy sobie zwrócić uwagę i ma to bardzo konkretne konsekwencje. Pacjent ma lepszą opiekę, mniej się boi, nie ma tego właśnie wykrochmalonego formalizmu, jest troska o człowieka. I gdyby ten styl pracy, który jest powszechnie obecny w hospicjach, udało się przenieść do całej służby zdrowia, do wielu ważnych klinik, poważnych szpitali, do wielu miejsc, gdzie hierarchia jest ciągle tak wszechobecna, że nawet pacjenci podczas obchodu boją się oddychać, żeby przypadkiem nie podpaść ordynatorowi czy profesorowi, to pewnie zrobilibyśmy jakiś krok naprzód w reformie, na tym poziomie, który możemy zmienić.