Przez Haiti przetacza się bezprecedensowa fala przemocy – alarmuje tamtejszy Kościół. Statystycznie w tym wyspiarskim kraju, który zresztą nigdy nie słynął ze zbytniego bezpieczeństwa, giną dziennie trzy osoby. Większość z nich ponosi śmierć w wyniku ran postrzałowych.
Ocenia się, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest kolejny kryzys polityczny przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi. Karaibski kraj, wciąż nie odbudowany po tragicznym trzęsieniu ziemi sprzed pięciu lat i serii huraganów, zmaga się też z kryzysem gospodarczym powodującym społeczne protesty.
Nasilenie bandytyzmu notuje się od początku roku, zwłaszcza w stołecznym Port-au-Prince, jednak w tym miesiącu fala przemocy wydaje się wzbierać w sposób szczególny. Jej ofiarą padają nawet ośrodki kościelne albo nauczyciele napadani w szkole przez uczniów. Haitański episkopat odnotował ostatnio ataki na 25 domów zakonnych. Podczas jednego z nich została ciężko ranna siostra zakonna, która w krytycznym stanie przebywa w szpitalu.
W starożytnym mieście Ptolemais na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.