Przez Haiti przetacza się bezprecedensowa fala przemocy – alarmuje tamtejszy Kościół. Statystycznie w tym wyspiarskim kraju, który zresztą nigdy nie słynął ze zbytniego bezpieczeństwa, giną dziennie trzy osoby. Większość z nich ponosi śmierć w wyniku ran postrzałowych.
Ocenia się, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest kolejny kryzys polityczny przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi. Karaibski kraj, wciąż nie odbudowany po tragicznym trzęsieniu ziemi sprzed pięciu lat i serii huraganów, zmaga się też z kryzysem gospodarczym powodującym społeczne protesty.
Nasilenie bandytyzmu notuje się od początku roku, zwłaszcza w stołecznym Port-au-Prince, jednak w tym miesiącu fala przemocy wydaje się wzbierać w sposób szczególny. Jej ofiarą padają nawet ośrodki kościelne albo nauczyciele napadani w szkole przez uczniów. Haitański episkopat odnotował ostatnio ataki na 25 domów zakonnych. Podczas jednego z nich została ciężko ranna siostra zakonna, która w krytycznym stanie przebywa w szpitalu.
Należał do szkoły koranicznej uważanej za wylęgarnię islamistów.
Pod śniegiem nadal znajduje się 41 osób. Spośród uwolnionych 4 osoby są w stanie krytycznym.
W akcji przed parlamentem wzięło udział, według policji, ok. 300 tys. osób.
Jego stan lekarze określają już nie jako krytyczny, a złożony.
Przedstawił się jako twardy negocjator, a jednocześnie zaskarbił sympatię Trumpa.
Ponad 500 dzieci jest wśród 2700 przypadków cholery, zgłoszonych pomiędzy 1 stycznia a 24 lutego.