Znany dziennikarz i publicysta żydowskiego pochodzenia w rozmowie z KAI mówi
m. in. o znaczeniu papieskiej wizyty dla procesu pokojowego na Bliskim
Wschodzie, wielkim szacunku jakim Żydzi darzą osobę Jana Pawła II, relacjach
katolicko-judaistycznych.
KAI: Do jakiego Izraela przyjeżdża Benedykt XVI?
Konstanty Gebert: Przyjeżdża do kraju bardzo różnego od tego, który odwiedził Jan Paweł II 9 lat temu. Wówczas był to okres, kiedy wiązano jeszcze wielkie nadzieje z procesem pokojowym. Ów proces w międzyczasie ugrzązł i stał się obecnie właściwie całkowicie dysfunkcjonalny. Także oczekiwania związane z papieską wizytą są inne. Jan Paweł II przyjeżdżał z ogromnym kredytem zaufania związanym z jego pionierską rolą w stosunkach katolicko-żydowskich. Benedykt przyjeżdża obciążony hipoteką sprawy bp. Williamsona, sprawy beatyfikacji Piusa XII i wyraźnego kryzysu we wzajemnych stosunkach, jaki obserwujemy na przestrzeni ostatnich lat.
Także osobiste biografie obecnego i poprzedniego papieża są bardzo różne. O Janie Pawle krążyły chasydzkie przypowieści jako o sprawiedliwym człowieku, zanim nawet jeszcze został papieżem. Na Benedykcie XVI ciąży hipoteka jego niemieckiej młodości. Ze wszystkich tych powodów – zarówno tego, kim jest papież, jak i sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej Izraela, kontekst tej wizyty jest dużo mniej optymistyczny.
Jakie są oczekiwania strony izraelskiej odnośnie tej pielgrzymki? Co ona przyniesie samemu Izraelowi?
- Izraelczycy mają nadzieję, że Benedykt XVI wypowie się ze zrozumieniem dla sytuacji Izraela. Tego samego oczekują Palestyńczycy. Tutaj dodatkową hipoteką jest poparcie, które Watykan jednoznacznie wyraził dla otwierającej się właśnie konferencji Durban II, zbojkotowanej ze względu na wyraźny antysemicki kontekst dokumentów przygotowawczych przez szereg państw, m.in. Polskę. Biorąc pod uwagę tę sytuację, wszyscy oczekują przede wszystkim, że nie będzie jakiegoś kryzysu czy skandalu.
Papież znajdzie się tam na polu minowym. Trzeba pamiętać, że jest to równocześnie wizyta w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej. Papież będzie musiał uważać na każde słowo. Gospodarze z obu stron będą oczekiwali na wszelki sygnał, który będą mogli z korzyścią dla siebie zinterpretować. Izraelczycy oczekują jakiegoś sygnału od papieża, że zrozumiał on, jak katastrofalne dla stosunków chrześcijańsko-żydowskich były jego posunięcia w sprawie bp Williamsona i w sprawie modlitwy za Żydów w Mszale rzymskim. Boję się, że te oczekiwania są nierealistyczne.
Z powodów, które dla mnie są trudne do zrozumienia, papież Benedykt XVI popełnia błędy łatwe do uniknięcia. Myślę tutaj nie tylko o stosunkach katolicko-żydowskich, ale choćby o wykładzie w Ratyzbonie, który muzułmanie nie mogli zinterpretować inaczej niż atak na islam. Benedykt XVI, który jest przecież intelektualistą i myślicielem, nie może twierdzić, że nie mógł przewidzieć takiej interpretacji. Będę szczęśliwy, jeżeli ta wizyta nie doprowadzi do jakiegoś spięcia.
Zarazem to oczywiście ważne, że przyjeżdża wybitna postać o międzynarodowym autorytecie i pierwsza głowa państwa, która odwiedza Izrael po utworzeniu nowego, prawicowego rządu. Wizyta papieża w aspekcie dyplomatycznym i politycznym będzie ważna, natomiast społecznie obawiam się, że nie aż tak, jak to miało miejsce w przypadku papieża Wojtyły. Wizyta Jana Pawła II była niezwykle ważnym wydarzeniem społecznym. On rzeczywiście uwiódł Izraelczyków. Boję się, że Benedykt XVI ma niewielkie szanse, by choć w części powtórzyć ten sukces.