Ponad 700 wstrząsów wtórnych zarejestrowano w środkowych Włoszech w ciągu ponad doby, jaka minęła od niedzielnego wstrząsu o magnitudzie 6,5 - podał w poniedziałek krajowy Instytut Geofizyki i Wulkanologii. Inspekcje ukazują ogromną skalę zniszczeń.
Sejsmolodzy poinformowali, że wstrząsy wtórne na granicy dwóch regionów, Umbrii i Marche, mają magnitudę od 3 do 4; jeden miał 5.
Bez dachu nad głową jest ponad 40 tys. osób ze 100 miejscowości. Uruchomiono wielką machinę organizacyjną, by znaleźć dla nich schronienie na terenach, gdzie już odnotowano przymrozki.
"Nie możemy rozbić namiotów na kilka miesięcy w górach, gdzie leży śnieg" - podkreślił premier Matteo Renzi. Ogłosił, że ludzie, którzy stracili swe domy lub musieli opuścić zagrożone budynki zostaną umieszczeni w hotelach.
Przygotowuje się tysiące miejsc hotelowych w strukturach turystycznych na wybrzeżu w Marche.
Szef rządu przyznał, że wiele osób nie chce opuścić swych miejscowości i domów nawet na tydzień. "Nie ma ofiar śmiertelnych, to przynosi wielką ulgę. Ale straty budowlane, gospodarcze, w dziedzictwie kulturalnym i religijnym są olbrzymie" - podkreślił Renzi. "Te miasteczka należą do włoskiej tożsamości, musimy je odbudować, szybko i dobrze. Zrobimy to, bo jesteśmy Włochami" - zapewnił.
Kontrole techniczne na zniszczonych terenach potwierdzają, że bardzo wiele miejscowości zostało niemal zrównanych z ziemią.
Liczone są też szkody w Rzymie, gdzie bardzo odczuwalny był niedzielny wstrząs.
W centrum Wiecznego Miasta zamknięty został most Mazziniego z powodu stwierdzonego pęknięcia. Niedostępne są też dwa historyczne kościoły: świętego Franciszka w centralnej dzielnicy Monti i bazylika przy Panteonie.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.