Kula trafiła w kark, ale nie zabiła. Wanda Lurie upadła. Pod stosem ciał leżała trzy dni, aż poruszyło się dziecko, które nosiła pod sercem. Dała mu imię: Mścisław.
- Przewróciłam się na lewy bok. Kula trafiła w kark, przeszła przez dolną część czaszki, wychodząc przez lewy policzek. Dostałam krwotoku ciążowego, a wraz z kulą wyplułam kilka zębów. Czułam drętwienie lewej części głowy i ciała. Byłam przytomna i leżąc wśród trupów widziałam wszystko co się działo dokoła - mówiła Wanda Lurie.
Kolejne trzy kule raniły ją w nogi. Ale wciąż żyła. Choć egzekucje trwały aż do późnego wieczora, a kolejne trupy padały na nią i obok. Egzekucje trwały do wieczora, gdy oprawcy chodzili po ciałach, dobijali żyjących i rabowali kosztowności. Wandzie Lurie zdjęli z ręki zegarek. Ale nie zauważyli, że oddycha. Cud?!
- W przerwach między dobijaniem i rabunkiem Niemcy pili, śpiewali, śmiali się. Leżałam tak przyciśnięta trupami w kałuży krwi. Myślałam tylko o śmierci, jak długo będę się męczyć - z trudem relacjonowała.
Archiwum rodzinne: Wanda Lurie z synem.
- Modliła się. Trzeciego dnia poczuła moje ruchy pod sercem. Musiała wstąpić w nią nadzieja i jakaś nowa siła, skoro udało się jej, postrzelonej, z krwotokiem, w ostatnim miesiącu ciąży wygrzebać ze stosu ciał - mówi syn Wandy Lurie, Mścisław. Do dziś zastanawia się, dlaczego Bóg pozwolił im przeżyć Rzeź Woli. Tylko w fabryce „Ursus” zabito przecież ponad 7,2 tys. osób.
Nie zdołała wydostać ze zwału trupów zwłok rozstrzelanych dzieci i ukryć w fabrycznych piwnicach pełnych węgla. Postanowiła, że zrobi to później. Heroicznej matce z największym trudem udało się wydostać na ul. Skierniewicką. Ale spotkani Ukraińcy zapędzili ją do kościoła św. Wojciecha, gdzie urządzono obóz przejściowy dla ludności cywilnej z różnych dzielnic.
- To, co działo się w samym kościele, było przerażające. Straszny zapach, lekarz operujący na ołtarzu rannego, żołdacy chodzili przebrani w szaty liturgiczne, pili z kielichów mszalnych alkohol. Ściany świątyni pokryte były inskrypcjami, nazwiskami osób, które przez ten kościół przeszły - wspomina ks. Stanisław Kicman, wówczas siedmioletni świadek wydarzeń z pierwszych dni sierpnia.
Leżała przy głównym ołtarzu. Bez żadnej pomocy, z odrobiną wody podaną przez współtowarzyszy niedoli. Po dwóch dniach została przewieziona furmanką z ciężko rannymi i chorymi do obozu Dulag 121 w Pruszkowie. Stamtąd do szpitala. 20 sierpnia urodziła syna, Mścisława, od miejscowości Mścisławów w rodzinnych stronach ojca, na Litwie. Męża odnalazła po pół roku. Zmarł w 1960 r. Ona 29 lat później, wychowując jeszcze jedną córkę, Bożenna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.